gdzie się podział mój optymizm, energia, chęci? cóż, obróciły się na pięcie zostawiając mnie w głębokim dołku. Zaliczenie goni za zaliczeniem, w tym tygodniu zaliczenia, po głowie cały czas chodzi mi nadchodząca sesja ( a raczej smutna świadomość,że będzie cholernie trudno ją zdać! ). Ambitnie podchodzę do sprawy, bo chcę zaliczyć chociaż literaturę w przedterminie. Chociaż? AŻ. Zderzenie z rzeczywistością po tak cudownym urlopie to prawdziwa wojna, wojna z samym sobą, mobilizacją i niechęcią. Ciężko przebudzić się z upojnego snu. Ale co, walczyć trzeba, przecież udało mi się w zeszłym semestrze, to i teraz dam radę. Odpalę najpierw trening na rozładowanie, powyciskam siódme poty a potem, taaak po treningu wszystko wydaje się być lepsze :)