Zdjęcie to jedno z całości projektu, który mamy za zadanie oddac na scenografię, jako zaliczenie, nie wiedziec czemu jestem z niego cholernie dumna:)
Ogólnie znowu się stresuję wszystkim po trochu i każdą rzeczą z osobna... Czasami mam wrażenie, ze zaraz wszystko zwali mi się na głowę i już sobie nie dam rady...
Wczoraj Łódź, wizyta i zajęcia w filmówce:) rewelacja licząc fakt, że pewno nie licząc ponownej tam wizyty będę miała okazję pobawic się podobnej jakości sprzętem + nagrwac swoje rzeczy:)
najbardziej chyba mnie przybija motyw przeprowadzki a najprawdopodobniej założenie to stanie się faktem w przyszłym tygodniu. nie mogę za nic się zabrac, dom staje się coraz bardziej pusty a wchodząc do siebie mam wrażenie, ze poza dostawionymi paroma kartonami i brakiem biurka nic się nie zmieniło i nie zmieni.
Nienawidzę zmian. Przynajmniej takich, które są na mnie wymuszone a nie są moim własnym "chceniem". Wiem, ze to konieczne, zresztą nie mogę się doczekac faktu zamieszkania W KOŃCU samemu, z drugiej strony przeraża mnie fakt zburzenia dotychczasowej rutyny na rzecz zupełnie nowej, która tym razem będę musiała ułożyc zupełnie sama.
W dodatku zbliżają się święta, moze tym razem uda mi się zachowac spokój i potencjalną życzliwosc dla swojej rodziny, skoro nie będę z nimi juz 24h a zyskam za to status "gościa".
Szkoda tylko, ze praktycznie większosc spędzę sama. Ale z drugiej strony na tę sytuację (chyba) juz nie mogę nic poradzic, przynamnije nie w tym stadium i nie na tą chwilę.
A teraz dziecko grzecznie bierze dupsko w troki i zawija się do swojej cudownej pracy...