Siedzę przed markowym komputerem, z racji markowego wyjazdu nad morze, do niejakich Gąsek.
Wokół oczu mam takie charakterystyczne czerwone obwódki, w brzuchu miesza mi wielka łyżka i nie daje ani na moment spokoju, jest mi piekielnie gorąco, toteż tkwię tutaj, w pokoju w kolorze caffe latte w bieliźnie, z ciasno związanymi włosami.
Jeszcze raz docierają do mnie te wszystkie obrazy z wczoraj, z dzisiejszej nocy, z poranka. Ten upał, klatkę, jaką stał się przystanek autobusowy, zielone wzgórza w tym pechowym, ale pięknym Zielonczynie, cała ta noc, te wszystkie słowa, te wszystkie dziwne emocje, które teraz można odbierać na chłodno...
Świeczka zapalona na środku drogi, udowadnianie zbiorowe, że nie jestem tak ciężka, jak myślę, że jestem, rozczulanie przez Siwkę, Michalika i Batona, ratowanie patowych sytuacji, masa komarów, masa niepotrzebnych siniaków, kolejna masa emocji..
Dmuchany materac zamiast łóżka (nadmienić należy, iż klasy pierwszej), tosty o piątej nad ranem, jakiś szampan, jakiś smoczy papieros, trochę znowu beztroski...
Wytłumacz mi jak to działa, że wszystko to mnie zmęczyło do granic możliwości, mój organizm sam już nie wie, jak ma zareagować na taką dawkę emocji, taki długi czas bez snu, na ciągłe przemieszczanie się po naszym zacnym kraju, na wieczne pociągi, na "ZAWODOWE" spotkania z Leonem i mniej zawodowe rozmowy o tym, w jaki sposób dojechać do Paryża. Tutaj nie pomoże nawet drink z limonką i miętową herbatą. Tutaj może pomóc tylko chwila lenistwa, nieróbstwa, chwila odpoczynku, tyle, że cięzko mi usiedzieć na miejscu dłużej, niż pół godziny. Jak to działa? No jak? Czy ja musze uczyć własne komórki, własny organizm normalnego funkcjonowania bez nerwów i zbędnych, zbyt mocno kolorowych i drastycznych emocji...?
Chcę znowu umieć nicnierobić, zatrzymać się na moment w miejscu, pomyśleć i dojść do jakiś KONSTRUKTYWNYCH wniosków.
Ten upał okleja moje ciało, rozmazuje kształt szosy i gniazdo bocianów na drzewie, ten upał otula też dźwięk samochodów pędzących po jezdni, dźwięk muzyki, która sączy się z komórki. Temperatura odbiera wodzie jej naturalny chłód i smak, zabiera nam chęć na odrobinę szaleństwa, a ja siedzę w tej plastikowej klateczce i krzyczę na pół Zielonczyna, że chcę k**** do domu.
W tym wszystkim jest jeszcze obezwładniający poczuciem humoru Batonl, konający Michalik i Siwka, która ma już "dżazgi" w mózgu, oraz Kudeł, który leży w marynarce na rozłożonej karimacie próbując osłonić od słońca swoje kolorowe oko.
Lubię Was.
naprawdę.
na bezludną wyspę również bym Was zabrała, póki co mam ochotę stworzyć sobie bezludną wyspę na śląskiej.
bezludną, podwójną wyspę we dwoje, a raczej we dwie.
Misiaczki <3 ;) ;*
http://www.youtube.com/watch?v=uYe5I3AfD3A
za chwil kilka pocznę błagać swój organizm, żeby zechciał na moment spocząć, zatrzymać się, uspokoić.
Będę uciszać swoje komórki nerwowe, będę je "ODPANIKOWYWAĆ", będę przykrywać się kołdrą i odkrywać się co pięć minut, będę szukać czyjejś ręki na poduszce obok, najpierw jednej, potem drugiej, i męskiej i damskiej, ale będzie pusto. Będę piła za chwilę kolejną szklankę zimnej wody mineralnej i znowu będę błagać swój nierozumny, wycieńczony organizm o sen, o chwilę spokoju...
kocham Was szczwgólnie wtedy, kiedy nie potrafię spać.
p.s. kawa mrożona razy 4. ;*