Nienawidzę po tak cudownym weekendzie w Trójmieście wracać do Koszalina. Zostawiać wszystkich ludzi, których kocham za sobą i wrócić do tego pustego miasta bez nich... To cholernie beznadziejne uczucie. Nawet chyba nie ma słów, żeby to opisać... A przynajmniej ja nie potrafię tego zrobić. Już od 1,5 roku tak się z tym męczę... I co mnie przygnębia- jeszcze tyle przede mną. To prawie tak jakbym prowadziła dwa zupełnie inne życia... Nawet nie... Bo bez moich najbliższych, nie mam życia... Tylko pusta egzystencja w mieście, którego nie lubię. Nie lubię chyba tylko dlatego, że jestem tutaj 'sama'... Nie lubię sama gotować, nie lubię sama jeść, nie mogę znieść tego, że 200 km wydaje mi się dystansem niczym Ziemia-Księżyc... Nie znoszę myśli, że nie mogę po prostu wyjść i być przy Nich... Że nie mogę mówić 'do zobaczenia później lub jutro', tylko muszę odliczać 'za 2 tygodnie przyjeżdżam...', 'został już tylko tydzień...'. A najbardziej nie lubię dnia, w którym muszę się spakować i wracać tutaj... To taka niesprawiedliwość, że każdy weekend mija tak szybko... Że dni uciekają. Czasami mam ochotę nie spać, żeby tylko nie zmarnować ani minuty... To naprawdę męczące... Do bani!