Sobota,13 stycznia,godzina 01,22 ; Atak na posterunek OSSPP (Oddział Służb Specjalnych Pilnujących Porządku)
-No więc,jak doszło do wypadku? -zwrócił się do mnie pan Jasny.
-Nooo...Jechaliśmy sobie taksówką...I kierowca...Eee...-tu się zająknąłem,bo nie wiedziałem,czy mam powiedzieć mu prawdę.
Nagle odezwał się Ele ; -Kierowca zasnął.
-Co ty mówisz? - spytałem go po cichu zdziwiony.
-Ej,gostek nie musi wszystkiego wiedzieć,a kierowca niczego mu nie powie,bo słyszałem,że niczego nie pamięta.
-No dobra,ale...
-Słuchaj,zwalimy na kierowcę i dostaniemy odszkodowanie.
-Nie no,ty to masz łeb - pochwaliłem Elego.
-Czy panowie już skończyli?-wtrącił się pan Roger.
-Eeeeyyyeeee...Tak!
-To przejdźmy do sprawy.Czyli mówicie panowie,że kierowca zasnął,tak?
-No tak.Jedziemy sobie i...-wzrokowo prosiłem Elevatora o pomoc.
-...nagle słyszymy chrapanie.
-Chrapanie?
-No tak.
-A czy może pan mi zademonstrować to chrapanie?
-Zademonstrować? No chrapał tak : CHrrrrr,Chrrrrr....
Na twarzy zrobił mi się banan,a jak zobaczyłem,że pan Jasny wszystko zapisuje to już nie wytrzymałem.
Zacząłem się głośno śmiać,a Ele razem ze mną.
Pan sekretarz grzecznie przeczekał nasze śmiechy,a potem kontynuował;
-A czy możecie panowie stwierdzić,czy kierowca taksówki był w stanie nietrzeźwym?
-Tego raczej nie jestem pewny,bo czuć było od niego miętę...
-Dziękuję,nie mam więcej pytań...
-Czyli co? Koniec przesłuchania?
-Tak,tyle co wiem to mi wystarczy. - odpowiedział pan Jasny po czym schował notatki do walizki i wyszedł z pomieszczenia.
-Ej,wiesz co? -zwróciłem się do Elego- ja bym chciał,żeby to wszystko się już skończyło.Chcę wrócić do swojego dawnego życia,do naszej
Ekipy...Ehhh...
-Ja też bym chciał ale...
W tym momencie nagle zawył alarm,słychać było strzelaninę i jakieś krzyki...
Zerwaliśmy się z miejsca.
-Co się dzieje?! Zaczął krzyczeć spanikowany Elevator.
-A skąd mam wiedzieć?! -podbiegłem do drzwi,ale zanim zdążyłem je otworzyć,to otworzył je czarnoskóry glina z taką siłą,że mnie odrzuciło.
-Szybko,uciekajcie jeśli chcecie przeżyć! -zaczął do nas krzyczeć.
-Ale czemu?! Co się dzieje?!
-Zaatakowali nas! Uciekajcie szybko!
I to były jego ostatnie słowa; jego serce zostało przebite soplem.
-Sople w lecie? -zdziwił się Ele.
No cóż,musieliśmy znowu uciekać.
Wybiegliśmy z tego dziwnego pomieszczenia,biegliśmy przed siebie.
Wokół pełno krwi,policjanci kontra ''inni''.
-Gdzie tu jest wyjście?! -zapytałem jednego z atakujących policjantów.
-Cały czas prosto i pierwszy zakręt w lewo!!
Przez cały czas musieliśmy mieć oczy dookoła głowy.Trzeba było też omijać pociski i terrorystów.
Robiliśmy to z Elem techniką z Matrixa;byliśmy wysportowani - 5 z wf-u :D
-Ele,szybciej!-zacząłem krzyczeć do towarzysza. Jako odpowiedź usłyszałem:
-Aaaaałaaaaaa!!! Trafili mnie...
-Nie! Eleee...Nie umieraj! Nie zostawiaj mnie samego!
Elevator wstał - Żartowałem! Gdybyś widział swoją minę! Hahaha!
Dosłownie się zagotowałem.
Elevator widząc moją minę,zrozumiał że nie było mi do śmiechu.
Zaczął uciekać.
Ja myślałem teraz tylko o tym,żeby mu przywalić.Te 'rywalizacje' policyjno-terrorystyczne najmniej mnie obchodziły,jak mnie trafią to trudno.
Dziwnym trafem pobiegliśmy prosto i pierwszy zakręt w lewo.
Na drzwiach widniał napis EKSIT.
-Jest wyjście! -ucieszył się Elevator.
-No widzisz,jak chcesz to potrafisz.
Ele zwycięskim gestem nacisnął klamkę,drzwi nie otworzyły się.
Za nami stanął jeden z ''innych'', popatrzył na nas,powiedział : "Anbero som membro!!" ,chwilę później słychać było tykanie...