po chorobie miałam wrócić, hm, odmieniona? nowe ciuchy nabyte w piątkowy szaber po sklepach, przynajmniej z chociaż trochę mniejszym ciężarem na brzuchu, z nowymi poglądami, a tym czasem, tak, wrócę w nowych ciuchach, i niestety dodatkowym ciężarem na brzuchu.. jedyne co zmieniłam - pofarbowałam włosy i znów zaczęłam dbać o paznokcie.
przez siedzenie w domu, skazana tylko i wyłącznie na siebie + plotkarę miałam czas na przemyślenia. ale to chyba robiłby każdy w takich okolicznościach. chcę coś w końcu zmienić. nabrałam dodatkowej motywacji. taa.. ile razy już to mówiłam i ciągle było tak samo. mam przeogromną nadzieję, że wreszcie mi się to uda. chcę zmian, potrzebuję zmian, muszę się zmienić. niby taki głupi serial, którego nawiasem mówiąc jestem maniaczką, nic nie da do myślenia, żyją tam tak bo są bogaci, bo grają bogatych, a grają bo im każą. ale żeby tam grać, muszą jeszcze tam pasować, wyglądać idealnie, być idealnym. i ja chcę się taka stać. może i nie będę miała nigdy ciuchów od Prada, Gucci czy Chanel, ani miliona dolarów na koncie, bujnej przeszłości pełnej sexu, imprez, bankietów i skandali. jednak chcę być chuda, nosić dopasowane ubrania, obracać każdym mężczyzną w okolicy, być podziwiana. może to samolubne, jednak to moje marzenie. największe i najskrytsze. dobra koniec tego pieprzenia. dążę do tego, że po raz kolejny stawiam sobie coraz to wyższy cel. tak bardzo chciałabym żeby w końcu się udało.
co do jedzenia, przesadziłam. stanowczo. wraz z powrotem do rzeczywistości, powrót do głodówki.
zdjęcie znów nie moje, jednak znów się nim pobawiłam.
xoxo, pierdolnik.