To jest coś o wiele gorszego od najgorszej kłótni. Kiedy nie szukam z tobą kontaktu, kiedy jest mi obojętne co teraz robisz, kiedy czuję że z każdym dniem wymykasz mi się spod palcy i choć tak bardzo pragnę cię zatrzymać to tego nie robię... Kiedy słowa "kocham cię" przestały być magicznym zaklęciem a stały się raczej trudne do wypowiedzenia. A płakanie przed snem który i tak nie chce nadejść stało się normalnością. Ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie faktu bycia nie razem. I choć nie chcę cię całować, spotykać się z tobą, to nadal chcę z tobą być... eh. Nic nie jest gorsze do wytłumaczenia niż uczucia...
Gdzie podziały się te dni kiedy stałam w oknie i wyczekiwałam twojego przyjazdu? Kiedy dzwoniłam bez powodu żeby usłyszeć twój głos? Kiedy spotykaliśmy się codziennie choć na godzinę? Kiedy... kiedy. Mogłabym wymieniać milion "kiedy" ale to i tak niczego nie zmieni. Powoli tracę wszelką nadzieję na ratunek. I przez ten okropny okres zaczęłam palić, choć tak bardzo tego nienawidzisz, ja mam to gdzieś, bo to jedyny sposób na chwilowe stłumienie emocji i skupienie się na trujące wdychanie dymu który okazuje się lekarstwem. A nawyk obracania zapalniczki w palcach to już prawie nerwica. Aż zaczęła mi drgać powieka. Stres i bezsenność. Definicja mnie.
Czuję że nie mam o co walczyć.
Gdzie jesteś, kiedy jesteś nieobecny?