tradycyjnie; kiedy regres zaczyna przerastać progres, a czynności, które wykonujesz nie jarają cię jak kiedyś - przestajesz. tak samo było dzisiaj, ja versus pierwsze zwolnienie z pracy. chyba podołałam, chociaż tak naprawdę wolałabym rozlewać alkohol za barem niż takie tam... pierdoły.
tak też mówili moi koledzy z pracy, brakuje wódki. to te typy, które odmiennie od dziewczyn ruchanie nazywają ruchaniem, a nieprzyjaciół jebanymi cwelami. ja osoboście uważam, że nie ma w tym nic złego, chociaż zwykłam zdrabniać słowo wódka, co jest chyba typowo dziewczęce. może to też przez to, że wieczory z koleżanką wódzią zawsze należą do udanych, no, ale nie o tym miałam.
praca to ciężki temat, kiedy jest ciekawa jak obserwowanie rosnącej trawy. ja przynajmniej mogłam obserwować zakochane w swoich wnuczkach 60letnie panie. chociaż może takie monotonne zajęcia pozwolą mi rozwinąć się w branży, ściągnąć obciachowy uniform i zamienić gary czy filiżanki na firmowe szejkery i szklanki do drinków.
a tutaj, w puencie, obalę stwierdzenie, które zwykł przytaczać klasyk - życie studenta wcale nie jest ciężkie, choć chujnia [najpotężniejsze słowo świata] wdziera się czasem w umysł, w dni, takie jak ten. wdziera się.
do ciebie też, nie?