dziewczyny zawsze śmiały się z moich rozczochranych włosów.
a teraz nakurwiłam sobie warkoczyka. mam dłuższe włosy, które kręcą się jak szalone i myslę, że w tych lokach wychodzą wszystkie moje niezrealizowane pokręcone pomysły. siedziałam przy oknie patrząc w lusterko, czesząc tego warkocza z moich czerwonych włosów i myślałam o tobie. myśli o tobie zazwyczaj są męczące, choć wywołują na mojej twarzy uśmiech, uśmiech nieco głupawy dlatego zamiast tej jaskrawej czerwieni na włosach powinien tam lśnić platynowy blond. chociaż wiem , że podobam ci się teraz.
z tymi warkoczykami to też dziwna sprawa, bo to zmora dzieciństwa i godziny, kiedy trzeba było wyjść do przedszkola. mama plotła mi je perfekcyjnie, przy samej głowie, dobierane, jedno pasemko po drugim. potem zazwyczaj poklepywała mnie po głowie i mówiła; Igunia, pora na ciebie, do zobaczenia po południu, nie daj się. miała w zwyczaju wyciągać mi jeszcze na czoło takie małe odrosty, te włosy spod całej czupryny. nie wiem po co, ale robię tak do tej pory, wyciągam te krótkie, małe, miękkie włoski i jak patrzę w lustro widzę dalej siebie sprzed 15 lat. teraz, fryzura nie jest juz tak porządna i ułożona, ma więcej polotu i wiatru, a mniej precyzji. wpatruję się dalej; mam te same wesołe oczy i zawadiacki uśmiech. cieszę się, bo wkońcu go widzę.
więc chyba jednak posłuchałam mamy; nie dałam się.