photoblog.pl
Załóż konto

 

 

Ostatnio nie czuję się zbyt dobrze ze sobą. Nadal mam problem z przyjmowaniem pomocy, a jeszcze większy problem mam z proszeniem o nią. W efekcie czuję się samotnie, bo nie chcę być ciężarem dla kogokolwiek innego. Znacie ten żart, że zbrodnią doskonałą jest dźgnąć introwertyka i umieścić apteczkę po drugiej stronie zatłoczonej sali? Mniej więcej tak się czuję. Na terapii dotarliśmy do tego, że to przez narzucane mi poglądy że przecież facet musi sobie radzić, nie ma szans na okazanie słabości, a to, co jest słabe lub nietrwałe, powinno zostać zniszczone.W ostateczności emocjonalnie jestem sam, chociaż przecież jest ktoś, kto robi wszystko, bym poczuł się lepiej, bym nie musiał dźwigać tego ciężaru sam. Nie umiem, wiecie? Wolę ją okłamać niż powiedzieć, że jest słabo, że kruszę się w środku, że ten serial już mnie nie bawi, bo moją głowę zajmują przykre myśli. Po prostu operuję na autopilocie. Może i jest to błędne koło, ale siedzi we mnie coś, co zabrania uzewnętrzniania się na żywo. I dlatego jak stereotypowy boomerski ojciec lubię, gdy śpi, bo mogę posiedzieć w kuchni przy zgaszonym świetle, bez muzyki, bez rozmowy, po prostu ja sam i szumiąca lodówka. Kiedyś chyba naprawdę potrafiłem epatować bólem, ale teraz czuję się tak jakbym prosił o pomoc, ale odtrącał wyciągniętą ręke. To nie tak, że nie ufam mojej narzeczonej. Kocham ją i ufam jej jak nigdy nikomu nie ufałem, ale nie potrafię dzielić się z nią tym ciężarem. Po prostu nie jestem w stanie. Kładę się do łóżka, głaszczę ją po głowie, daję buziaki w czoło, zerkam na telefon i nie wierzę, że złe myśli szaleją nawet po trzeciej nad ranem. Nie mogę spać, leki nie pomagają, po prostu wegetuję. Jestem sparaliżowany. Wiem, że mnie kocha i we mnie wierzy, ale nie czuję się godny tych uczuć. Przez tyle czasu było okej, ale teraz mój stan szybko się pogarsza. Czuję się kompletnie bezwartościowo i nie potrafię z nikim się podzielić tymi problemami. Wiem, że przecież przyszła żona chce ponieść ten ciężar ze mną, ale od dziecka byłem taką Zosią Samosią - i tak mnie nawet nazywa. Nie zaczekam na pomoc, sam wniosę te jebane meble na czwarte piętro, bo przecież nie ma windy. Nie powiem, że nie śpię z bólu brzucha, po prostu mówię że słabo mi się spało. A już na pewno nie obudzę jej w nocy i nie powiem, że czuję się bezwartościowy. Zamiast tego po prostu usiądę w ciemnej, pustej kuchni i schowam głowę w dłoniach.

Wiem, że to droga donikąd, ale nie umiem inaczej. Czasami nawet myślę, że lepiej by było, gdyby znalazła sobie kogoś lepszego, stabilniejszego, pewnego siebie. Chyba dotarłem do martwego punktu. 

No nic to. Nawet nie wie, że mam bloga. Więc wszystko jest w porządku.

 

 

Dodane 2 dni temu
105
Photoblog.PRO fuckit2296 Tą drogą nigdzie nie dojdziesz... przyjdzie taki moment że i ona będzie miała tego dość.. pokaz jej bloga, tak będzie najłatwiej.
24/06/2025 21:30:55
Photoblog.PRO beantisocial Może zamiast jej mówić, pokaż te wpisy z autentycznymi datami z realnymi twoimi słowami i tym co wtedy czułeś?
23/06/2025 14:49:09