photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

Zdj. Buchenwald.

 

 

[Mauthausen]

 

"(...) zauważyliśmy kocioł pod oknem budki, która stała przy bramie wejściowej do obozu. W budce tej dyżurował esesman, który zapisywał każdego wchodzącego i wychodzącego z obozu na teren pracy. Okienko było nisko umieszczone, tak że esesman siedząc w budce miał twarz na wysokości okienka. Kocioł stał pod samym oknem. Zastanawialiśmy się, czy kocioł jest pusty, czy też w nim coś jest. Doszliśmy do wniosku, że kocioł nie może być pusty, a na pewno są w nim zlewki, które zostały przyniesione z kuchni SS i czekają na zabranie przez ludzi pracujących w świniarni. Trochę strach brać, ale wiemy znów, że tupet pomaga wiele. Przeszliśmy kilka razy w pobliżu, tak żeby nie zwrócił na nas uwagi esesman z budki. Wszystko wydaje się w porządku. Nie widać nikogo, kto mógłby pasować do tego kotła. Raptem Stefan mówi:
- Bierzemy! - I wali po kocioł na pewniaka, a ja za nim.
Podeszliśmy do budki, zdjęliśmy przed esesmanem czapki - bo mógłby przyczepić się o niezdjęcie czapek - i nie mówiąc nic bierzemy kocioł za ucha. Ciężki był. Teraz już na pewniaka, jakby to niesienie kotła należało do naszego obowiązku, zanieśliśmy go za kantynę oficerską, do rowu, który tam był wykopany. Po otwarciu kotła stwierdziliśmy, że nasze przewidywania były słuszne. W kotle znajdowały się zmieszane razem kartofle i buraczki na gęsto. Kocioł o pojemności pięćdziesięciu litrów był pełen. Po kilku minutach opychania się zawołaliśmy jakiegoś obcego przechodzącego muzułmana. Po chwili znów się ktoś przyłączył, potem jeszcze ktoś, i jeszcze ktoś, i tak że w końcu było nas chyba ośmiu czy dziesięciu. Żarcia starczy, pięćdziesiąt litrów i w dodatku kit. Wszyscy zajęci byli jedzeniem, ale my, starzy rutyniarze, wiedzieliśmy, co trzeba robić. Jedliśmy, ale i nie spuszczaliśmy z oka terenu. Co chwila któryś z nas unosił się i wysadziwszy kawałek głowy z rowu rozglądał się na wszystkie strony, czy nie zbliża się jakieś niebezpieczeństwo. Zauważyłem idącego w naszym kierunku esesmana. Był jeszcze na tyle daleko, że nie mógł nas zobaczyć. Obserwujemy, czy nie skręci w inną stronę - nie - idzie dalej prosto na nas. W wywrócone na lewą stronę czapki nakładaliśmy sobie jedzenia i nic nie mówiąc oddaliliśmy się rowem, żeby nas nie zobaczył esesman. Za chwilkę tamtych już walił. Dostali trochę po zapchanych jedzeniem gębach, a dwóm z nich kazał odnieść kocioł."

 

/ Pięć lat kacetu / Stanisław Grzesiuk

Dodane 12 MAJA 2011
176

Informacje o numerymowia


Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24