Na zdjęciu więźniowie przy budowie baraku pracowni, Mauthausen.
"Jak już wspomniałem, robiliśmy przy pchaniu wózków. Wózek pchały cztery osoby i pchaliśmy wszyscy z tyłu. Ja zawsze czujnie obserwowałem teren, żeby wcześnie wyczuć, skąd grozi niebezpieczeństwo. W pewnym momencie między szopami po lewej stronie, jeszcze daleko przed nami, mignęła sylwetka esesmana z kołkiem w ręku.
Szedł w kierunku toru kolejki. Wiadomo, że spotkamy się z nim przy torze. Jeśli to człowiek pracujący lepiej prawą ręką, to będzie bił stojąc po lewej stronie wózka. Szubert i ja pchaliśmy wózek idąc po jego lewej stronie. Bez słowa daję mu znak, żeby przeszedł na prawą stronę. Sam przesunąłem się do przodu po prawej stronie, a Szubert pchał z tyłu po prawej stronie. Wózki pchaliśmy grupami, po dziesięć-piętnaście wozków, jeden za drugim. Wyczułem dobrze. Przed nami wyszedł esesman i wali po kolei wszystkich, którzy pchają wózki przechodząc obok niego. Wali wszystkich, którzy idą po lewej stronie, a ja idę po prawej i Szubert też po prawej. Przechodząc na prawą stronę wiedziałem dobrze, że jeśli będzie bił, to tych po lewej stronie - a mimo to nie ostrzegłem ich, no bo jeśli już ktoś musi dostać, to niech dostaną inni, a ja nie.
Gdybym ostrzegł wcześniej, wtedy wszyscy chcieliby być po prawej stronie. Zrobiłby się bałagan i dostalibyśmy wszyscy jeszcze lepsze grzanie, bo miałby już za co bić, a tak to bije tylko dla przyjemności i urozmaicenia życia sobie i nam."
"Samochody podjeżdżały bez przerwy i trzeba było kamienie szybko zwalać, żeby zrobić miejsce dla następnych samochodów. Wlazłem na jeden z samochodów, na którym już pracowały cztery osoby. Po zwaleniu jednego rozładowaliśmy następny. Zwalali inni, a ja im tylko trochę pomagałem. Przecież miałem już długą praktykę w pracy w kk., wiedziałem, jak trzeba pracować. Nachylałem się nad kamieniem, opierałem na nim ręce i... rozglądałem się, czy żaden z kapów nie patrzy na nas. Jeśli nie, to stałem w tej pozycji i obserwowałem dwóch, a nieraz i trzech kapów stojących w różnych miejscach. Kręciłem łbem jak papuga, ale to kosztowało mniej wysiłku niż zwalanie tych ciężkich kamieni. Gdy który z nich wykręcał się w naszą stronę, ciągnąłem kamień do krawędzi - jak się wykręcił, znów go puszczałem. Gdy patrzył dłużej, to zwaliłem jeden, brałem się za drugi - spojrzałem - nie patrzy się żaden, to i ja nic nie robię.
Przy wyciąganiu kamieni przyciąłem sobie palec. Zauważyłem, że obok mnie na samochodzie inny więzień też ma w ten sam sposób pokaleczone palce. Ja pracowałem spokojnie, bez nerwów, bez strachu, odmierzając każdy ruch. Ten drugi natomiast pracował nerwowo. Na jego twarzy widać było wielkie zmęczenie i strach. Tak - po prostu strach. Pracuje z całym wysiłkiem, żeby tylko nie podpaść i nie być bitym. Głupiec - pomyślałem sobie - zmęczy się szybko i będzie musiał odpocząć, a jeśli wtedy podpadnie, to zbiją, a w dodatku dadzą ciężką pracę, której może nie mieć siły już wykonać. A to będzie powodem nowego bicia... i zupełnie możliwa wtedy przesiadka do krematorium. Przy takiej pracy i przy tym wyżywieniu długo się nie wytrzyma. Pamiętam przecież swój pierwszy dzień pracy w kopalni żwiru w kk., jak nogi uginały się pode
mną, gdy wracaliśmy z pracy. Ale tacy jak on byli potrzebni do tego, by tacy jak ja mogli uchylać się od pracy. On w swoim strachu pracował za mnie i za siebie, bo gdyby wszyscy chcieli pracować tak jak ja, to nie wyładowalibyśmy tego samochodu i przez pół dnia. Tylko że mnie to nie obchodziło i tym się nie martwiłem. Jak wleją, to albo wszystkim, albo temu, którego złapią, że nie robi. Starałem się, żeby mnie nie złapali. Kalkulacja mała - wymagała tylko opanowania uczucia strachu."
/ Pięć lat kacetu / Stanisław Grzesiuk
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025