photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

Na zdjęciu więźniowie przy budowie baraku pracowni, Mauthausen.

 

"Jak już wspomniałem, robiliśmy przy pchaniu wózków. Wózek pchały cztery osoby i pchaliśmy wszyscy z tyłu. Ja zawsze czujnie obserwowałem teren, żeby wcześnie wyczuć, skąd grozi niebezpieczeństwo. W pewnym momencie między szopami po lewej stronie, jeszcze daleko przed nami, mignęła sylwetka esesmana z kołkiem w ręku.
Szedł w kierunku toru kolejki. Wiadomo, że spotkamy się z nim przy torze. Jeśli to człowiek pracujący lepiej prawą ręką, to będzie bił stojąc po lewej stronie wózka. Szubert i ja pchaliśmy wózek idąc po jego lewej stronie. Bez słowa daję mu znak, żeby przeszedł na prawą stronę. Sam przesunąłem się do przodu po prawej stronie, a Szubert pchał z tyłu po prawej stronie. Wózki pchaliśmy grupami, po dziesięć-piętnaście wozków, jeden za drugim. Wyczułem dobrze. Przed nami wyszedł esesman i wali po kolei wszystkich, którzy pchają wózki przechodząc obok niego. Wali wszystkich, którzy idą po lewej stronie, a ja idę po prawej i Szubert też po prawej. Przechodząc na prawą stronę wiedziałem dobrze, że jeśli będzie bił, to tych po lewej stronie - a mimo to nie ostrzegłem ich, no bo jeśli już ktoś musi dostać, to niech dostaną inni, a ja nie.
Gdybym ostrzegł wcześniej, wtedy wszyscy chcieliby być po prawej stronie. Zrobiłby się bałagan i dostalibyśmy wszyscy jeszcze lepsze grzanie, bo miałby już za co bić, a tak to bije tylko dla przyjemności i urozmaicenia życia sobie i nam."

 

 

"Samochody podjeżdżały bez przerwy i trzeba było kamienie szybko zwalać, żeby zrobić miejsce dla następnych samochodów. Wlazłem na jeden z samochodów, na którym już pracowały cztery osoby. Po zwaleniu jednego rozładowaliśmy następny. Zwalali inni, a ja im tylko trochę pomagałem. Przecież miałem już długą praktykę w pracy w kk., wiedziałem, jak trzeba pracować. Nachylałem się nad kamieniem, opierałem na nim ręce i... rozglądałem się, czy żaden z kapów nie patrzy na nas. Jeśli nie, to stałem w tej pozycji i obserwowałem dwóch, a nieraz i trzech kapów stojących w różnych miejscach. Kręciłem łbem jak papuga, ale to kosztowało mniej wysiłku niż zwalanie tych ciężkich kamieni. Gdy który z nich wykręcał się w naszą stronę, ciągnąłem kamień do krawędzi - jak się wykręcił, znów go puszczałem. Gdy patrzył dłużej, to zwaliłem jeden, brałem się za drugi - spojrzałem - nie patrzy się żaden, to i ja nic nie robię.
Przy wyciąganiu kamieni przyciąłem sobie palec. Zauważyłem, że obok mnie na samochodzie inny więzień też ma w ten sam sposób pokaleczone palce. Ja pracowałem spokojnie, bez nerwów, bez strachu, odmierzając każdy ruch. Ten drugi natomiast pracował nerwowo. Na jego twarzy widać było wielkie zmęczenie i strach. Tak - po prostu strach. Pracuje z całym wysiłkiem, żeby tylko nie podpaść i nie być bitym. Głupiec - pomyślałem sobie - zmęczy się szybko i będzie musiał odpocząć, a jeśli wtedy podpadnie, to zbiją, a w dodatku dadzą ciężką pracę, której może nie mieć siły już wykonać. A to będzie powodem nowego bicia... i zupełnie możliwa wtedy przesiadka do krematorium. Przy takiej pracy i przy tym wyżywieniu długo się nie wytrzyma. Pamiętam przecież swój pierwszy dzień pracy w kopalni żwiru w kk., jak nogi uginały się pode
mną, gdy wracaliśmy z pracy. Ale tacy jak on byli potrzebni do tego, by tacy jak ja mogli uchylać się od pracy. On w swoim strachu pracował za mnie i za siebie, bo gdyby wszyscy chcieli pracować tak jak ja, to nie wyładowalibyśmy tego samochodu i przez pół dnia. Tylko że mnie to nie obchodziło i tym się nie martwiłem. Jak wleją, to albo wszystkim, albo temu, którego złapią, że nie robi. Starałem się, żeby mnie nie złapali. Kalkulacja mała - wymagała tylko opanowania uczucia strachu."

 

/ Pięć lat kacetu / Stanisław Grzesiuk


Dodane 28 KWIETNIA 2011
164