"Do najbardziej jednak przykrych czynności należało uprzątnięcie pryczy, na której zmarł więzień. Koce, siennik były często straszliwie zanieczyszczone, nie tylko ekskrementami. Wielu więźniów, którzy chorowali na tyfus i dostali się do szpitala, miało flegmony, tj. okropne ropowice, z których wypływająca ciesz wsączała się powoli w koc lub siennik nieszczęsnego. Widziałem rozległe ropowice o długości 30 i więcej centymetrów, widziałem nogi ludzkie całkiem zgniłe, z których po układanych przez lekarzy drenach ściekał płyn ropny o woni nie do wytrzymania.
Na sali schonungowej (dla ozdrowieńców) leżeli nie tylko więźniowie po tyfusie lub eksperymentach tyfusowych, leżeli także chorzy po drobnych zabiegach, zapaleniu płuc lub oskrzeli. Wielu cierpiało na biegunkę, trudną do opanowania w warunkach szpitala, mającego bardzo ograniczone możliwości zapobiegania tej wyniszczającej chorobie. W sali utrzymywał się - mimo dezynfekcji, otwieranych okien, codziennych porządków, zmywania betonowej podłogi - fetor trudny do określenia, do którego trzeba było się przyzwyczaić."
"Wśród chorych leżał na jednej z prycz ogromnego wzrostu były Dolmetscher (tłumacz) obozowy, Baworowski. Odwiedzali go przyjaciele z obozu i przynosili kawałek chleba lub miskę zupy, aby mu pomóc. On jednak mało jadł. Rozdawał żywność innym albo zamieniał ją na wodę "Matoni", którą można było kupić w obozowej kantynie. Wypijał tej wody bardzo dużo. Nie pomagały żadne tłumaczenia, że mu to szkodzi. W ciągu tygodnia obrzękł do tego stopnia, że rysy jego twarzy były nie do poznania. Przestał schodzić z pryczy. Oddawał mocz pod siebie. Jęczał, błagając tylko o wodę. Podczas rannego porządkowania stwierdziliśmy jego zgon. W żadnym wypadku nie mogliśmy sobie poradzić we dwóch, aby zwłoki ściągnąć ze środkowej pryczy. Dopiero we czterech znieśliśmy obrzękłe ciało na parter i złożyliśmy na tragi obozowych nosicieli trupów.
Pewnego dnia zmarło przeszło piętnastu chorych. Przeważnie z flegmonami, owrzodzeniami. Robota była potworna. Woń nie do zniesienia. Po skończonej pracy, wieczorem, kiedy głodny podniosłem pajdkę chleba do ust, ręce moje, pomimo wielokrotnego mycia cuchnęły trupim odorem. Jadłem, choć każdy kęs chleba zdawał się być nasycony zapachem ludzi, których już nie było."
/ Wytrzymałem więc jestem / Tadeusz Sobolewicz
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025