photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

"Wyminęliśmy ponury korytarz i skręciliśmy w półuchylone drzwi dużej środkowej sali. Kapo, który wszedł pierwszy, nagle zatrzymał się gwałtownie, jakby wrósł w ziemię. Stojący obok niego Mańko pobladł i cofnął się odruchowo. Przysunęliśmy się bliżej, zaglądając w głąb sali.
Ludzkie zwłoki zaścielały całą powierzchnię pokoju, na podłodze, na łóżkach pozsuwanych ciasno, skłębione w rogach. Leżące, to znów półsiedzące oparte o ścianę, zwisające przez metalowe pręty łóżek, na pół z nich zsunięte, półnagie w porozdzieranych szpitalnych koszulach.
Porozciągana pościel, poduszki i kołdry, poprzewracane stoliki i łóżka, wszystko to lepiło się od krwawych plam, które pozastygały na podłodze w szerokie czarne kałuże i znaczyły ściany potwornymi kleksami.
(...)
Po paru dopiero chwilach dotarł do naszej świadomości głos kapo. Mówił on cicho, w napięciu, które zaciskało mu krtań.
- Ja wiem, że to ohydne, ale przecież zrozumcie, schodami nie da rady ich wynosić. - Przerwał na chwilę obejmując nas przekrwionym spojrzeniem. - Trzeba przez okno - wydusił z siebie przez zaciśnięte zęby.
Wzdrygnęliśmy się. Edek i stojący obok niego młody jeszcze chłopak poczęli mówić, a właściwie krzyczeć jednocześnie:
- Do tego nikt nas nie zmusi, człowieku, przecież tam za oknem na asfalcie będzie jedna bezkształtna masa, zdajesz sobie sprawę, co ty teraz mówisz?
Twarz kapo wykrzywił bolesny grymas.
- Uprzątnąć ich musimy. Z kołder, betów, poduszek można zrobić na asfalcie podścielisko.
Nie było innego wyjścia. Rozumieliśmy to dobrze wchodząc na górę po schodach, nad którymi zwisały odłamy betonu. Ruszyliśmy w kierunku okien. Dały się one łatwo wyjąć. Posypały się teraz przez nie poduszki, kołdry, materace tworząc na dole piętrzącą się górę. Paru ludzi zeszło na dół i zaczęło wyrównywać bezładną kupę w szeroki prostokąt.
- Gotowe! - padło z podwórza.
Edek i blondyn, stojący najbliżej okna, pochylili się nad zwłokami. Przez krótką chwilę rozbujane ciało zawisło nad parapetem okna i miękko opadło w dół.
- Dobrze, można dalej! - padły słowa z dołu.
Pracowaliśmy w wściekłym zapamiętaniu. Czasem niezręcznie rozbujane zwłoki zahaczały o blachę parapetu lub bezwładne ręce opierały się o framugę okna, ale pchnięte opadały obsuwając się bezszelestnie po stosach materacy.
Na dole przywykłe ręce chwytały za zwłoki i wyrównywały ten trupi korowód w rzędy i warstwy, rozsuwały zbyt spiętrzone ciała na boki, podnosiły w górę te, które obsunęły się zbyt nisko. Inne ręce taszczyły drzewo. Nie brakło go. Leżały wszędzie połamane szafki, stołki, krzesła.
Gdy za oknem znikło ostatnie ciało, zlani potem, oczadziali cofaliśmy się ku drzwiom z wyciągniętymi rękami uwalanymi krwistą mazią.
Na podwórzu paru ludzi odnosiło już puste kanistry. Duża kula nasiąkniętych szmat gotowa była do podpalenia. Nachylony nad nią z zapałkami człowiek czekał jeszcze chwilę, gdyż ładowano ostatnie już ciała doktora i pielęgniarki, leżące na dole tuż przy oberwanych schodach. Rozrzucone włosy dziewczyny w rozmachu zamiotły jeszcze asfalt podwórza i wyrzucone ciało opadło na szczyt stosu.
- Podpalaj! - padło gdzieś z boku niskim, zdławionym głosem.
Trzasnęła zapałka, jarząc się nikłym, ledwie dostrzegalnym w słońcu płomykiem. Szmaty zajęły się w okamgnieniu. Silny wyrzut ręki cisnął je na środek stosu. Momentalnie wytrysła fontanna ognia. Suche drzewo trzaskało objęte żarem, płonąca pościel i poduszki zapadały się miękko i kuliły.
Poprzez płomienie zaczęły wyciągać się rozkulone ręce, zaciśnięte dłonie prostowały się ku niebu. Cofnęliśmy się przerażeni uchodząc bezładnie z podwórka."

 

/ Verbrennungskommando Warschau / Tadeusz Klimaszewski

 

 

Dodane 2 LUTEGO 2011 , exif
166

Informacje o numerymowia


Inni zdjęcia: Ja nacka89cwaWieczór nad jeziorem andrzej73... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24