photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

Na zdjęciu więźniowie w wyzwolonym Dachau, w tle możecie zobaczyć sławny napis: "Es gibt einen Weg zur Freiheit. Seine Meilensteine heissen: Gehorsam, Ehrlichkeit, Sauberkeit, Nüchternheit, Fleissigkeit, Ordnung, Opfersinn, Wahrhaftigkeit und Liebe zum Vaterland." (Istnieje tylko jedna droga do wolności. Jej kamienie milowe to: posłuszeństwo, uczciwość, schludność, trzeźwość, pilność, porządek, ofiarność, prawdziwość i miłość do ojczyzny)

 

 

[Dachau]

 

"Wożąc żwir, przyglądałem się, jak młody - może lat dwadzieścia - esesman wykańczał Żydów. Nie wiem, jak długo trwała już ta zabawa, bo byłem w dole. Strzały słyszało się codziennie kilka, a nawet kilkanaście razy. Wiadomo było, że każdy strzał to zabity człowiek, który wszedł na linię posterunków, ale nikt się nie interesował, kto i dlaczego poszedł pod kulkę. Teraz zobaczyłem z bliska, jak taka zabawa odbywa się.
Z głębokiego leja o spadzistych ścianach wysokości dziesięciu metrów wychodził człowiek z dużym kamieniem w rękach. Lej ten to prawdopodobnie stary dół po wykopanym żwirze.
Żółta gwiazda na piersiach wskazywała, że jest to Żyd. Na krawędzi dołu stał z założonymi na piersiach rękami esesman i gdy z dołu wychyliła się głowa więźnia, kopał on żwir i ziemię zasypując nim twarz wychodzącego. Wreszcie przy olbrzymim wysiłku wyszedł on z dołu z dużym kamieniem, którego wagę można by określić na dwadzieścia-trzydzieści kilogramów. Gdy więzień już wyszedł z dołu, esesman nogą spychał kamień do dołu, a więźnia ustawiał na samej krawędzi tyłem do dołu i uderzeniem w twarz zwalał go na dół. Nie widziałem, lecz mogłem sobie wyobrazić, jak on tam za każdym zwaleniem leciał na dno. Esesman stał na krawędzi i zachęcał go do wychodzenia na górę, a gdy ten się wychylał już z dołu, zaczynało się to samo - sypanie nogami ziemi i żwiru w twarz, zepchnięcie w dół kamienia i posyłanie w ślad za kamieniem więźnia metodą uderzeniową. Wreszcie po kilku turach - nie wiem, ile ich było przed moim przyjściem - człowiek ten z wyrazem ostatecznego wyczerpania na twarzy po wyjściu z dołu nie stanął przed esesmanem, lecz minął go zataczając się jak pijany i poszedł w kierunku linii posterunków, która w tym miejscu znajdowała się za kupami wydobytego żwiru.
Po chwili usłyszeliśmy strzał - wiedzieliśmy, że człowiek ten już nie żyje. Esesman z zadowoloną miną wybrał od taczek innego Żyda i tą samą metodą wysłał go w ślad za kamieniem na dno dołu. Tym razem więzień wyszedł bardzo szybko, ale bez kamienia i nie u nóg esesmana, lecz trochę z boku i od razu skierował się na linię posterunków. Znów strzał - drugi gotów. A esesman? Widać było na jego twarzy grymas rozczarowania - jak u małego dziecka, z którym inne dziecko nie chce się bawić. Zakończył więc swoją zabawę i oddalił się od nas wolnym majestatycznym krokiem na inny teren."

 

/ Pięć lat kacetu / Stanisław Grzesiuk

 

 

PS Przepraszam za zwłokę, po prostu nie miałam czasu. Wreszcie przeczytałam "Pięć lat kacetu" i polecam, jest inna niż wszystkie, które czytałam. Grzesiuk nawet w takich okolicznościach zachował trzeźwość umysłu.

 


Dodane 25 GRUDNIA 2010
112
~niecierpliwy Więcej, więcej! :P
PS. Szczęśliwego Nowego Roku ;)
03/01/2011 19:24:09