photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

Na zdjęciu "Sowjetische Kriegsgefangene" czyli radzieccy jeńcy wojenni, Mauthausen.

Fot. Wikimedia Commons



"Każdy podchodzący więzień otrzymywał menażkę od pomocnika sztubowego, podstawiał ją wlewającemu i biada, jeśli ją podstawił źle, nierówno. Wtedy sztubowy bił w mordę nieszczęsnego,  wyrywał mu menażkę z rąk i dawął następnemu, a pechowiec dostawał tylko kopniaka. Jak jeden z nowych zaczął marudzić, że mu się jednak należy tak jak innym - wzięli go do umywalni inni sztubowi i wybili mu z głowy, że się coś należy. Okrwawiony i siny pod oczami - stanął potem z nami do apelu."


"Nadszedł Blockführer. Blokowy dał komendę: - Mützen ab! - i w tym momencie runąłem na ziemię bez świadomości i czucia. Ocknąłem się pod schodami, wśród innych więźniów nie dających znaku życia. Dwóch nieźle wyglądających więźniów ściągało mi buty z cholewami z nóg. Omal mi nie wyrwali nogi z pachwiny. To mnie doprowadziło do ocknięcia. Jeden do drugiego mówił: - K...wa mać - miesiąc w obozie i już kituje s...syn. Szkoda butów - ciągnij do cholery mocniej! - Wreszcie ściągnęli i tylko w skarpetkach leżałem nadal na ziemi. Po apelu dwóch sztubowych sprawdziło czy żyję. Wzięli mnie za ręce i nogi - a potem ponieśli do szpitala obozowego. Zostawili mnie na posadzce w korytarzu bloku 28. Byłem zdziwiony. W kieszeni płaszcza namacałem pajdkę chleba. Sztubowy był Polakiem - wiedział, co się mogło ze mną stać. Przenosząc mnie z bloku do szpitala, dołączył to co było najcenniejsze dla więźnia. Kawałek chleba.
W korytarzu wielu było takich jak ja. Jedni leżeli na betonowej posadzce , a inni opierali się o ściany, z trudem utrzymując równowagę. I ja podniosłem się - bo zawroty głowy jakby minęły. Pojawiło się dwóch więźniów w białych ubraniach. Kolejno wprowadzali nas do jednej z izb. Kiedy tam się znalazłem, dręczyło mnie, co się ze mną stanie, aż padło pytanie od siedzącego za stołem więźnia ubranego w biały drelich. - Co ci jest? - Zemdlałem na apelu - odpowiedziałem przestraszony. - Odpowiadaj do rzeczy. Co cię boli? - Sam nie wiem. Kręci mi się w głowie i w ogóle. - Tamten zdenerwował się, bo jeszcze wielu było na korytarzu. - Cholera jasna z tymi zugangami (transport nowoprzybyłych więźniów). Tutaj nie sanatorium, tylko obóz szczeniaku. Ile razy srałeś? - No, w nocy? - Chyba ze trzy - odrzekłem przerażony. - Bierz go na Durchfall - wydał polecenie jakiemuś innemu.
(...)
Gorączka coraz bardziej atakowała organizm. W trzecim dniu temperatura wynosiła 39,4. Lekarze nie mieli wątpliwości. Na moim brzuchu pojawiły się czerwone plamki. Byłem chory na tyfus plamisty.
Tak bardzo chciałem się najeść do syta, tak bardzo byłem głodny - i w chwili, kiedy od majora i Horodyńskiego otrzymywałem dodatkowe porcje - nie mogłem jeść. Spalała mnie gorączka. Coraz większe pragnienie, coraz większe w głowie oszołomienie, jakiś szum w uszach, w oczach ból - i zapadłem w nieświadomość.
Zbudziła mnie kolęda Wśród nocnej ciszy. Śpiewało ją trzech starszych więźniów, a dwóch innych obok stojących płakało. Gdy skończyli śpiewać, z rozmowy wywnioskowałem, że to święta - pierwsze święta Bożego Narodzenia w obozie.
(...)
Pielęgniarze salowali zauważyli moje poruszenie i podeszli do pryczy stwierdzić wysokość temperatury. Dowiedziałem się od nich, że w czasie gorączki strasznie rzucałem się i krzyczałem. Salowemu, gdy mnie uspokajał, podbiłem oko. Powiedzieli, że jeśli serce wytrzymało gorączkę - to najgorsze mam za sobą. Ale byłem tak słaby, że nie potrafiłbym o własnych siłach udać się do kąta sali za potrzebą. Pomagał zawsze pielęgniarz lub inny więzień, ozdrowieniec. Ważyłem 34kg."


/ Wytrzymałem więc jestem / Tadeusz Sobolewicz


Dodane 27 LISTOPADA 2010
1340
~wmn bardzo ciekawa historia :)
09/07/2014 11:47:48