Na zdjęciu zakłady Buna-Werke w których zajmowano się produkcją syntetycznego kauczuku i benzyny, Auschwitz III-Monowitz.
"Firma "Schulz" budowała na terenie "Buny" nowe drogi. Jedną z pierwszych była "Strasse I". Prace ze strony firmy prowadził Majster, Niemiec z Opolszczyzny. Sztywna noga, pamiątka pierwszej wojny światowej, ocaliła go od frontu w drugiej. Wiek około pięćdziesiątki. Mieszkał w barakowozie. Ot, taki wóz Drzymały.
Każdego dnia zaopatrywał naszą dziesiątkę w chleb. Nie było tego wiele, kromka, dwie, ale przecież była to część jego kartkowego przydziału. Czasami bywało bardziej "dostatnio", pół kostki margaryny na dziesięciu, też z przydziału kartkowego, innym razem marmolada.
I tak oto Niemiec - Majster, pod okiem Niemców - SSmanów, z narażeniem życia, wyciągał pomocną dłoń do więźniów - Polaków.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy w wiosenne południe 1941, Majster utykając, podszedł do mnie i oświadczył:
- Schluss! Koniec! Pomagałem, ale nie złodziejom.
- Co się stało? - pytałem niepewnie.
- Okradli mnie... Okradli!
- Kto?
- Ten tam - wskazał Gajowego. - Widziałem jak wyskoczył z mojego wozu. Jedzenie niech zostawi. Pewnie już zeżarł, ale niech odda pieniądze i zegarek. Ty to musisz załatwić, jesteś vorarbeitrem. Nie pójdę przecież do SSmanów. Ten złodziej mógłby mnie jeszcze oskarżyć o to, że wam pomagałem.
- Czy to na pewno on? - chciałem wiedzieć.
- Mówię przecież! Nie jestem ślepy! - powiedział twardo i pokuśtykał do swojego wozu.
Chciałem się upewnić. Zebrałem całą naszą dziesiątkę (...) Zacząłem wszystkich przeszukiwać. Obmacując, sprawdzałem w nogawkach, za koszulą, za paskiem. Niczego nie znalazłem.
- Włożyć kurtki i do pracy! A ty - zwróciłem się do Gajowego - za mną!
Podniósł z ziemi kurtkę i trzymając ją w ręku, wszedł do "baubudy". Zamknąłem drzwi.
- Gdzie zegarek i pieniądze?
- Jaki zegarek? Panie vorarbeiter, jakie pieniądze?
- Wiesz coś ty zrobił? Ten człowiek nam pomagał. Dzielił się z nami swoim chlebem. Pomagał z narażeniem życia. A ty?
- Ja nic nie wiem. To nie ja.
- A kto?
Gajowy jakoś odruchowo schował kurtkę za siebie.
- Nie wiesz? Daj no tę kurtkę.
Stał nieruchomo. Podszedłem z tyłu i wyszarpnąłem z zaciśniętej dłoni, pasiak. Zewnętrznych kieszeni nie miał, ale obozowym zwyczajem, od spodu, gdzie w marynarce bywa zwykle podszewka, znalazłem wszytą z jakiegoś gałgana, kieszeń zapiętą na agrafkę. W kieszeni był zegarek. Gajowy, stojący plecami do mnie, nie widział, że znalazłem.
- Zdejmij buty...
Rozsznurował. Zdjął. Postawił przed sobą.
- A teraz, w tył zwrot.
Stanął twarzą do mnie.
- A więc to nie ty...!
- Nie...
Znów podszedłem z tyłu. Gajowy próbował się odwrócić.
- Stój twarzą do ściany.
I za jego plecami zacząłem grzebać w trzewikach. Z lewego, wraz z zapoconymi strzępami papieru wypadły marki. Siedemdziesiąt marek. Na stojącej, opartej o ścianę taczce, położyłem pieniądze i zegarek.
- Odwróć się!
Gajowy wykonał w tył zwrot i teraz dopiero zrozumiał.
- Dlaczego to zrobiłeś...?!
Podszedłem. Staliśmy twarzą w twarz.
- Dlaczego? - powtórzyłem i otwartą dłonią uderzyłem.
Gajowy milczał.
- Dlaczego...?
Drugi policzek. Trzeci... i nagle poczułem w całym ciele ciepło, fala ciepła ogarnęła mnie całego.
Znałem to uczucie. Przeżyłem je dwa razy.
(...)
Przestałem widzieć. Tym razem obejmujący mnie strumień ciepła, mgłą przesłonił oczy.
Czwarty raz nie uderzyłem. Ręka zawisła w powietrzu, a w spodniach ciepło wypełniło nabrzmiałe nagle ciało. Byłem o krok od nieznanej mi jeszcze męskiej rozkoszy. Ale trwało to sekundę, może ułamek sekundy.
Sadysta. To jest sadyzm. Moja świadomość biła na alarm. Tak się rodzi sadyzm.
Strach.
Wszechogarniający strach. Odsunąłem się od Gajowego, tak, jakbym odsuwał się od samego siebie.
- Ubieraj się!
Nie wiedziałem, jak długo to trwało. Czekałem jak sparaliżowany.
- Mogę odejść? - spytał Gajowy.
- Zabieraj to i chodź!
Posłusznie wziął z taczki zegarek i pieniądze.
- Idziemy do Majstra.
Szedłem pierwszy. Bolały mnie wszystkie mięśnie. Arytmicznie biło serce. Strach przerodził się w poczucie klęski, w świadomość zagrożenia. Już mnie nic nie obchodził niepisany kodeks, ani honor więźnia. Nie myślałem o dobrym Niemcu. Czułem na sobie ciężar, paraliżujący ciężar przerażającego odkrycia.
(...)
Już prawie obojętnie, drewnianym, nie swoim głosem, powiedziałem:
- Oddasz to teraz!
Przy barakowozie stał Majster.
- Przepraszam - wykrztusił Gajowy - przepraszam, byłem głodny.
Majster przeliczył pieniądze i zapinając zegarek na ręce mruczał już do siebie:
- Tak, tak... Tu można uwierzyć i w to, że zegarek też da się zjeść.
Popełniłem jednak nieostrożność. Po powrocie do obozu, na sali Gajowego, próbowałem podzielić się moim przeżyciem z Porucznikiem.
Oficer Wojska Polskiego, podhalańczyk, w 1938 roku adiutant generała Bortnowskiego w misji polskiej w Paryżu, konspirator, towarzysz niedoli. Przeszliśmy wspólnie więzienie w Jaśle, Tarnowie, w jednym transporcie dotarliśmy do Oświęcimia. Był dla mnie człowiekiem - wzorcem. Imponował - uczniowi drugiej klasy liceum ogólnokształcącego w Dębicy. Na siedemnastce był sztubowym. Od dwóch miesięcy sztubowym Gajowego. Opowiedziałem o kradzieży, o Majstrze, ale już o sobie nie zdążyłem.
Porucznik wezwał Gajowego, kazał mu położyć się na taborecie. Odpiął gruby, rzemienny pas i zaczął chłostę.
- Zostaw... on już dostał za swoje.
- Takiego skurwysyna trzeba zlać, żeby pamiętał na całe życie. Trzymaj za pasek.
Automatycznie przyklęknąłem przy głowie leżącego, chwyciłem za pasek. Porucznik bił z rozmachem. Więźniowie jedzący kolację, przyglądali się w milczeniu.
Po chwili puściłem spodnie Gajowego i wyszedłem z sali. Porucznik jeszcze chłostał pasem sflaczałe ciało. Dopiął swego. Gajowy zapamiętał na całe życie.
Dwa dni później, któryś z więźniów ze sztuby Porucznika podszedł do mnie:
- August, chodź, coś ci pokażę!
Trzy bloki dalej, pod ceglanym murem szpitalnej dwudziestki stały drewniane skrzynie do noszenia trupów. Podniósł wieko jednej. W środku, plecami i ropiejącymi pośladkami do nieba, głową skręconą profilem do mnie, leżał Gajowy.
Tamtego wiosennego dnia, dnia w którym przecięły się losy Majstra od "Szulca", Gajowego, moje i Porucznika, poczułem, że otarłem się o dno ludzkiej duszy. Uratował mnie strach i świadomość tego, co się stało, ale cenę, cenę najwyższą zapłacił Gajowy. Wtedy nie czułem się współwinny tej śmierci. Dzisiaj - nie jestem tego taki pewny."
/ Refren kolczastego drutu / August Kowalczyk
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025