Na zdjęciu komory, które służyły do dezynfekowania odzieży parą wodną.
"Po wieczornym apelu następnego dnia wywołano numery wszystkich więźniów pracujących w komandzie Soła-Grube i przeniesiono nas na blok 10. Dlaczego? Po co? Nikt nie wiedział. Był to taki sam, zwykły blok roboczy, na którym panowały jak gdzie indziej surowy dryl i bezwzględna dyscyplina. Niezwykły był tylko blokowy Skrzypek i jego gorliwy pomocnik Mitas. Byli wyjątkowymi sadystami.
Miałem się o tym przekonać w najbliższą niedzielę, kiedy zarządzili odwszenie. Najpierw po apelu staliśmy bardzo długo, aż sztubowi z kilkoma więźniami wynieśli wszystkie sienniki na zewnątrz bloku, a koce do dezynfekcji. Porozkładano więc sienniki i zaczęto szprycować z jakiegoś rozpylacza środek chemiczny.
Było ze 20 stopni mrozu. Był grudzień. Potupywaliśmy więc z zimna, rozcierając plecy jeden drugiemu. Twarze czerwone od mrozu, który bezlitośnie szczypał uszy, nosy i policzki.
Więźniowie z innych bloków dawno rozeszli się, a myśmy stali nadal. Wreszcie nadszedł blokowy w towarzystwie naszego Blockführera i jeszcze dwóch innych SS-manów. Zatrzymali się przed frontem stojących więźniów. - Zimno wam, co? - zwrócił się Blockführer do któregoś ze stojących więźniów. Ten nie wiedział, co odpowiedzieć. Zdjął czapkę i milczał. Wtedy blokowy z całej siły uderzył go pałką w głowę, tak że ten zalał się krwią i runął na ziemię. Skrzypek skoczył do niego, kopiąc go i wrzeszcząc: - Jak cię pyta Blockführer, to odpowiadaj s....ynie!
W końcu zostawił tamtego. Powiedział coś do SS-mana. Oczy mu tylko złowrogo zabłyszczały. Stanął przed całym blokiem i zakomunikował: - Przez tego s.......yna będziecie teraz ukarani. Wszyscy położyć się, wstać, położyć się, wstać, położyć się... - Kto wykonywał rozkazy zbyt wolno, natychmiast Skrzypek dopadał go i okładał pałką. Do "zabawy" przyłączyli się SS-mani i zastępca blokowego - jakiś "zielony" - waląc pałkami słabych, gdzie popadło. - A teraz - po jakimś czasie zaczął Skrzypek - wszyscy biegiem dookoła blokowego placu, ale szybko!
Ruszyliśmy. Trudno było o porządek, zwłaszcze że niektórzy byli słabi i chorzy... Co silniejsi biegli wzgędnie równym truchtem w przodzie. Słabsi pozostawali w tyle. Ci na samym końcu narażeni byli na bicie zwyrodnialców. Co chwilę któryś potykał się o nierówności terenu i upadał. Na to tylko czekali prześladowcy i dopadali swe ofiary, bijąc bezlitośnie. Ponura to była "zabawa". Skrzypek rozprawiał się z muzułmanami (ludźmi wycieńczonymi), a SS-mani z Blockführerem dokładali tak, że ledwo się zaczęło a pod ścianą bloku leżało już pięciu.
Trzy razy okrążyliśmy placyk między 9-tym, a 10-tym blokiem ale SS-manom i Skrzypkowi było to za mało. - Szybciej, szybciej - wy przeklęte s....yny, pierdolona inteligencja - szybciej, wy zawszone gnoje! - wołał blokowy. Bieg trwał dalej. Znowu dwa okrążenia. Znowu dwa. Pod ścianą leżało teraz już dziesięciu. Nagle Skrzypek zawołał: - Stać, ustawić się po dziesięciu jak do apelu, szybko! - W obozie wszystko odbywać się musiało w tempie. Ustawiliśmy się w końcu, gęsto okładani pałkami sadystów. Oddechy były przyśpieszone. Mimo cienkich drelichów mokro na plecach. Z trudem łapaliśmy powietrze. Do tego ten przeklęty mróz.
Tymczasem Skrzypek wpadł na chwilę do bloku. Zanosiło się na coś jeszcze. I rzeczywiście. Do bloku weszło sześciu więźniów z Effektenkammer z tragami, na których dźwigali "czystą" bieliznę. Skrzypek znów stanął przed blokiem i zarządził: Wszyscy zdjąć ubrania i pięć kroków naprzód! - Nikt jeszcze nie wystygł po piekielnym biegu, a tu rozbierać się. Trudno. Kiedy to zrobiliśmy, padł następny rozkaz: - Wszyscy zdjąć koszule i kalesony, wolno stać tylko w butach lub drewniakach. Koszule poskładać i zbiórka na alei obozowej, ale szybko!
A więc o to chodziło. Rozebrani do naga, trzęsąc się z zimna, spoceni po biegu, rozbieraliśmy się w pośpiechu, aby tylko nie podpaść blokowemu. Ten popędzał wszystkich pałką i który z nas zbyt wolno wykonywał rozkaz - otrzymywał dodatkowe cięgi. - Roztrzęsieni, skurczeni teraz z zimna - stawaliśmy w dziesiątki na alei obozowej. Blockführer tymczasem wybrał sobie jakiegoś słabeusza i pałką dogniatał w nim resztki życia, aż tamten runął na ziemię. Natychmiast Skrzypek zawołał dwóch gołych więźniów, aby zanieśli zwłoki pod ścianę bloku. Leżało tam już z piętnastu.
Jeden ze sztubowych zapędził kilku więźniów do składania ubrań na tragi do odwszenia, a inni zbierali bieliznę. Odwszawianie trwało dalej. Skrzypek wydał kolejny rozkaz: - Dookoła placu biegiem marsz! - Zatkało nas, ale nie było czasu na myślenie. Pierwszy, drugi szereg rozpoczął bieg wolnym truchtem. Tamtym było za wolno. Rzucili się na słabszych w tyle, okładając ich pałkami. - Szybciej, szybciej! - powtarzali SS-mani rozkaz blokowego.
Okrążyliśmy nadzy placyk między blokami z pięć razy. Wtedy blokowy zatrzymał na chwilę tych, co znaleźli się na przodzie, odliczył pierwsze trzy dziesiątki i skierował je do bloku. Resztę więźniów pognał do biegania dalej. Przede mną było jeszcze z sześć dziesiątek. SS-mani rechotali do siebie zadowoleni z "zabawy" - a my wciąż biegaliśmy.
Już teraz mimo mrozu, nic się nie odczuwało. Tylko w płucach jakieś szpilki. Trwało to więcej niż trzy godziny. Jak to wytrzymałem - sam nie wiem. Byle tylko nie upaść, byle nie podpaść. Kto upadał, ten był skazany. Zaraz dopadał go jeden z prześladowców. Wykończonego wleczono zaraz pod blok, gdzie stale rósł stos zamęczonych. Blokowy dał znak dla następnych, aby weszli na blok. Reszta biegała. Od jednej trzydziestki do drugiej, jakieś 20 minut - liczyłem. W następnej będę wchodził. O Boże! Dlaczego to tak długo trwa? Dlaczego nie można szybciej wszystkich zapędzić do bloku i tam rozdać świeżą bieliznę? Jeszcze dwa okrążenia, jeszcze jedno. Byłem wykończony. Zdawało mi się, że zamarzło mi w głowie, że moje ciało - nie jest moje. W płucach świst, ale jak tylko usłyszałem rozkaz: - Następni na blok! - byłem pierwszy za drzwiami bloku.
Przy wejściu do umywalni stało dwóch SS-manów, a Skrzypek powitał nas słowami: - Nie pchać się s...yny! Zimno wam? - To może jeszcze parę okrążeń, co? - zagroził. Szybko stłoczeni stanęliśmy w jako takim porządku.
- No co - tamten gotowy? To wyrzucaj s...yna! - rozkazał Skrzypek Mitasowi. Ten stał przy dużej cementowej kadzi i na rozkaz blokowego wyciągnął z wody gołe ciało. Więzień nie dawał znaku życia. Pod ścianą leżało już czterech. - Pomóż! - zwrócił się Mitas do stojącego na przedzie. Położyli trupa przy ścianie. - A teraz, s...yny, każdy ma zanurzyć się w tej kadzi z chlorkiem, żeby was odwszyć. - No, szybko właź! - Ten, co pomagał wszedł pierwszy. Wlazł do kadzi tak, że głowa wystawała mu na wierzchu. - A głowa to co, bydlaku! - powiedział Mitas i z całej siły rąbnął tamtego. Więzień schował głowę pod wodę i zaraz wyskoczył jak oparzony. - Teraz na sztubę po bieliznę! - wydał rozkaz Mitas i trzepnął tego pierwszego pałką w plecy, aż ten się zwinął. - Następny! - To był ten przede mną. Wykonał wszystko jak należy i pobiegł na sztubę.
Wskoczyłem do kadzi i zanurzyłem się z głową. Zatkało mnie. Woda była lodowata, a w dodatku piekąca. Nasypali widocznie tego chlorku czy innego świństwa bardzo dużo. Szczypało w oczy, w uszy, a i w ustach po tej kąpieli - śmierdziało. Ledwo wyskoczyłem a tu Mitas do mnie: - Co tak chlapiesz gówniarzu? - i rąbnął mnie końcem pały w plecy. Jęknąłem z bólu. W drzwiach wpadłem na blokowego, który kopnął mnie, wrzeszcząc: - Szybciej, szybciej, świński psie!
Na korytarzu zatrzymał mnie fryzjer. Kazał stanąć na stołku i tępą maszynką wygolił mi owłosienia. Jego pomocnik zaś szprycnął w te miejsca jakieś świństwa. Wszedłem na sztubę. Okna pootwierane. Dwóch pomocników sztubowego rozdawało bieliznę, a reszta stała skulona w jednej części izby i... zabijała w otrzymanych przed chwilą koszulach i kalesonach wszy."
/ Wytrzymałem więc jestem / Tadeusz Sobolewicz
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025