Bolesław Dziewięcki - nr obozowy 125546 (KL Auschwitz-Birkenau)
Z dostępnych informacji wiadomo, że przybył do obozu 24 czerwca 1943 roku, w tym samym roku przeniesiony do KL Buchenwald (nr obozowy 32243 - ten sam w Dorze), następnie KL Mittelbau-Dora, KL Ravensbrück, wyzwolony.
Pierwsze dni w obozie
"[...] staliśmy na błotnistej drodze. Po obu jej stronach rowy osuszające bagnisty teren, koloru zielonego z odrobiną zielonej śmierdzącej wody. W tym miejscu podano nam obiad. Do miski wrzucono kilka ziemniaków w łupinkach i trochę gotowanej, krajanej w paski brukwi. Tak nigdy nie jadłem. Łyżki nie miałem. Zdzierałem palcami łupinę, kruszyłem ziemniaki w tej brukwi, a łzy płynęły po policzkach z poczucia upokorzenia. Byłem jednak zdrów. Po południu wprowadzono nas do baraku [...] Barak był murowany. Nim weszliśmy do baraku, rozdano nam porcje chleba i chyba marmolady i margaryny. Legowisko miałem na samej górze, pod dachem. Można tam było nawet stanąć. Pode mną zaś były dwa poziomy, do których trzeba było się wsuwać nogami. Te łoża były murowane. Spało się na siennikach. Przestrzeń była niewielka. Gdy 6 lub 7 osób położyło się bokiem, to już więcej się nie zmieściło. Dawniej wpychano na takie jedno piętro 12 więźniów, czego nigdy nie umiałem sobie wyobrazić. Nie pamiętam, aby było jakieś przykrycie. Pcheł było mnóstwo i tak wielkie, że widziało się dokładnie ich nogi. Ludzie byli zawsze umęczeni, więc spali twardo, nieprzerwanie do pobudki. Ja jednak nigdy w tym baraku nie spałem, pchły mi nie pozwalały. Noc trwała krótko, bo to koniec czerwca. W nocy schodziłem do ubikacji, którą stanowiła wysoka beczka i drabinka do niej, ustawiona w środku bloku. Tego smrodu nie mogłem znieść. A przecież przyszło mi dwa razy nieść taką beczkę pełną fekaliów do baraku-latryny. Do latryny można było chodzić za dnia, ale nie w nocy. Nie wolno wychodzić z bloku w czasie nocnym! Jak podnieść taką beczkę bez żadnych narzędzi jak deska, drągi? Tylko czterech ludzi mogło znaleźć miejsce przy podnoszeniu jej, ale było to za mało do udźwignięcia, więc nie można było uniknąć oblania się fekaliami."
"Swoje miski nosiliśmy na tyłku, uczepione za ucho do paska. W czasie pracy odkładaliśmy je na wskazane miejsce. Ale łyżki mieliśmy przy sobie. Gdy pierwszy dzień na tej robocie, co ziemię nosiliśmy w płaszczach, przyszło jeść zupę, nie mieliśmy swoich misek ani łyżek. Okradali nas kapo z zupy i dawali 1 litr zupy do jednej miski na dwóch. Wypadło mi wtedy jeść z Antonim Ginterem. Przed nami jedli Żydzi-muzułmanie brudni, nieogoleni, usmarkani. Zupę z miski wylizywali, palcami wycierali ściany miski, a potem nieśli je na stos. Bez mycia wzięliśmy te same miski. Ginter wydłubał z ziemi zardzewiałą łyżkę, wytarł ją brudnym płaszczem i nią jedliśmy. On pięć łyżek, ja pięć łyżek, a gdy już było mało zupy on dwie, ja dwie, on jedną, ja jedną. Głód przekreślił wszelkie konwenanse, silniejszy był od obrzydzenia."
/ Z dna piekła / Bolesław Dziewięcki
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
16 CZERWCA 2024
4 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
4 dni temu