[Transport do Buchenwaldu]
"Pociąg stukał po szynach. W duszy było wesoło. Coraz dalej od Oświęcimia i jego wiecznie dymiących kominów. Wszyscy mieli chleb i margarynę. Nie żałowali sobie. Nikt nie przewidywał, jak długo będziemy jechać. Najmniej dwa dni, bo przecież to pociąg. Zapadła noc. W wagonie żadnego światła. Esesman może też drzemał. Wnet wypiliśmy wodę i puszka pełniła funkcje ubikacji. Górne dno było ostro wycięte. Otwór był bardzo zębaty, ostry. Przez całą drogę raz próbowałem - z wielkim wstydem, jak przez całe życie - na nim usiąść, by się nie pokaleczyć! Potem kubeł się szybko wypełnił i trzeba było go wyrzucić, bo smród obrzydzał jazdę. Przykrzy się siedzieć nawet na miękkich siedzeniach, a tu siedzieliśmy na podłodze z rozstawionymi nogami, między którymi siedział znów kolega. Chciałoby się położyć, zgiąć nogi albo wstać na chwilę. Niestety, esesman nie pozwala, zwłaszcza w nocy, gdy ciemno w wagonie. Od czasu do czasu wagon stuka mocniej na rozjazdach szyn na jakiejś stacji. Nie wiemy, dokąd jedziemy, jaką trasą. Wszystko jedno, byle prędzej, bo pośladki, plecy, nogi bolą niemiłosiernie. Wypadło mi siedzenie przy samej ścianie wagonu, tyłem do kierunku jazdy. Ponieważ nie mogłem wyciągnąć nóg, wykorzystałem żelazne kółko do wciągania koni albo krów. Przewlokłem przez to ucho pasek od spodni, spiąłem go i w tę pętle włożyłem prawą nogę. Jakiś czas czułem ulgę przy tej zmianie pozycji. Ale lewej nie można było włożyć.
Twarde natury spały snem zwierzęcym. Ja całą noc cierpiałem fizycznie i duchowo. O świcie przejechaliśmy Wrocław. Niczego nie widziałem, bo było mroczno mglisto. W ciągu dnia przez uchylone drzwi widać było fragmenty okolic. Pamiętam dziś tylko krajobraz górski skąpany w kolorach więdnących liści. Wśród takiej okolicy widać było w dole zamarłe, puste miasteczka, tylko jeden obiekt mieszkalny - nowy barak. Powiedziano nam, że jedziemy doo Wuppertalu. Tam będziemy odgruzowywać miasto.
Dni i noce mijają,, a my wciąż na tej samej podłodze. Jedzenie skończyło się wszystkim. Jeden Ruski wymienił ze mną dużą margarynę na chleb. Margaryna gasiła pragnienie. Od pięciu dni nie pijemy już nic. Nikt prawie nie rozmawia.
(...)
Był to dzień 21 lub 22 października. Pozostałem tu do 17 listopada."
"Około połowy listopada zaczęto spośród nas wybierać na dalsze transporty. Nikt nie wiedział, dokąd idą te transporty, ale krążyły śmiertelnie smutne wieści, że do jakiejś Dory, gdzie pracuje się w siarce przez 2 godziny, że warunki są śmiertelnie ciężkie. Nikt nie mógł więcej powiedzieć na ten temat, bo z Dory nikt żywy nie wrócił. Przywożono tylko szkielety zmarłych do spalenia w krematorium."
/ Z dna piekła / Bolesław Dziewięcki
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
16 CZERWCA 2024
4 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
4 dni temu
Inni zdjęcia: Makaron z mięsem mielonym. xxmojapasjaxxagulkOwe lOovee xxmojapasjaxxTost bez chleba xxmojapasjaxxDeser twarogowy z borówkami xxmojapasjaxxKanapka z pastą z awokado xxmojapasjaxx1358 akcentovaKanapka z pesto szpinakowym xxmojapasjaxxPierś z kurczaka pod pierzynką xxmojapasjaxxŁapię DYM w kadr :) xavekittyxŁosoś w sosie śmietanowym xxmojapasjaxx