photoblog.pl
Załóż konto

 

 

Z opowiadania Józefa Kreta - "Dzień w karnej kompanii".

 

"Znany "dowcipniś", kapo Sepp, długi i chudy, o twarzy Mefista, wyciągnął lasso, by się trochę zabawić. Ulubioną jego rozrywką po pracy było chwytanie więźniów na lasso i wleczenie ich po podwórku. Dziś upatrzył sobie pewnego więźnia kruszącego cegły. Zarzucił pętlę na jego szyję, a następnie rozhuśtał koło siebie tak silnie, że ten nogami uderzał po głowach kolegów. Po kilku takich obrotach wrzucał więźnia do trupiarki obok latryny. Dziś więzień za szybko "wykończył się", więc kapo złapał drugiego i rozpoczął podobną zabawę. Zdziwiło mnie to, bo w ciągu dnia słyszałem, że kapo Sepp jest "niezgorszy chłop". Może dlatego miał taką opinię, że wszystko robił na wesoło. W tej chwili np.także na wesoło zabił dwóch więźniów."

 

 

 

Z opowiadania Czesława Ostańkowicza - ""Isolierstation" - blok numer ostatni".

 

Czesław Ostańkowicz - nr obozowy 8232. Przybył do obozu 7.01.1941 roku, w 1943 przeniesiony do KL Buchenwald, przeżył.

 

 

"12 marca dałem się zaskoczyć SS-manowi Sanitätsdienst-Grad na sali chorych. W rezultacie selekcji otrzymałem zwyczajny w takich przypadkach wyrok. Niezagojone rany na nogach wystarczyły na to, by mój numer wpisano na listę, która oznaczała tyle co skazanie. Oświadczono, że pojadę "na transport". Ja i wszyscy "nie rokujący szybkiego powrotu do sił". Znałem i tę formułę. Równie dobrze jak znaczenie słowa "sanatorium dla ozdrowieńców". Miałem więc wystarczające powody do obaw. Przecież obok takich jak my ozdrowieńców, którzy mogli rzeczywiście po krótkim pobycie wrócić do pracy, byli ledwo stojący na nogach. Tacy, którzy niedawno przeżyli tyfus, chorzy na biegunkę, po zapaleniu płuc, ludzie obsypani wrzodami i żarci przez flegmony.

Izolowano nas natychmiast. Wieczorem, po apelu nadeszli koledzy z bloków szpitalnych. Doktor Gałka przyniósł mi aspirynę. Zjawili się pielęgniarze Pierzchała i Hordyński, przynosząc papierowe bandaże. Obiecali wyreklamowanie z transportu. Wiedziałem od dra Turschmidta, że nie będzie żadnych reklamacji. Że naszą listę odesłano już do Politische Abteilung.

(...)

Na noc wypędzono nas przed bloki. Staliśmy znów do rana. Na blok wracaliśmy coraz to mniej licznie. Najstraszniejsza była jednak nie ta i nie inne noce. Najstraszniejsze były niedziele. Przy bramie zbierała się gromadka młodzieży SS, która nie otrzymała na ten dzień przepustki. Rozrywki dostarczaliśmy im my. Nasz strach, nasza próba uratowania się przed śmiercią. Stojących w karnych szeregach oglądali tak, jak na rewii. Potem wybierali któregoś z nas. Spadał cios. Rozpoczynała się zabawa. Pamiętam wiele takich zabaw.

Kapo Rudi bił po głowach szpadlem. Nie byłoby w tym nic nowego, gdyby nie to że uderzał stosunkowo słabo. Kuł w tę głowę, aż bity więzień słabł, tracił orientację, padał. Wtedy bawiono się w "huśtawkę". Na szyi leżącego kładziono stylisko łopaty i huśtano się na nim aż do przerwania krtani.

Alojz, dawny blokowy z 17a, uczył "pływać" i był to jego wynalazek. Kazał wybranemu więźniowi kłaść się twarzą do ziemi i poruszać rękami jak płynącemu. Jedną nogą stawał mu na plecach, a drugą przyciskał głowę tak, że zanurzała się w kałuży. Kiedy człowiek przestawał już drgać, Alojz przyglądał się zabitemu ze zdumieniem.

Bawiono się w "polowanie", każąc uciekać wzdłuż szeregów podstawiających nogę współwięźniów; pędzono do latryny, gdzie byli intelektualiści, nauczyciele, prawnicy, wojskowi musieli grzebać rękami w kale, nucąc jednocześnie patriotyczne pieśni. Tych, którzy odmawiali tej "pracy" - topiono."

 

 

/ Wspomnienia więźniów obozu oświęcimskiego / Państwowe Muzeum w Oświęcimiu

 

 

Dodane 17 MARCA 2024
622
numerymowia Opowiadanie które zamieściłam w kilku ostatnich wpisach, to i tak jego wybrane fragmenty, a nosił tytuł "Dzień w karnej kompanii". I tak wyglądał jeden dzień, jeden... wyobrażasz sobie przeżyć tam choć miesiąc...?
22/03/2024 21:29:18
Photoblog.PRO explsp to sobie trudno wyobrazić ...a to była ich codzienność
22/03/2024 10:51:17