Z opowiadania Józefa Kreta - "Dzień w karnej kompanii" - ciąg dalszy.
"W małej, zgniłej sadzawce, powstałej w zakolu starego łożyska potoku, kapowie urządzili sobie zabawę. Patrzę i oczom nie chce się wierzyć. Na trawiastym, miękkim brzegu bajora stoją rozbawieni kapowie z kijami lub łopatami w rękach, wpatrzeni w wodę. Ten i ów krzyczy.
- Schwimmen!... Tauchen! (pływać! nurkować!)
W sadzawce znajduje się więzień. Każą mu pływać, skrzeczeć jak żaba, nurkować, pełzać na brzeg i znów leźć w wodę.
Inaczej zabawiają się kapowie w grupie pogłębiającej i wyrównującej dno kanału. Wyciągają spośród pracujących więźniów tych, którzy opadli już z sił, tzw. muzułmanów. Jeden z kapów łapie takiego za ręce, drugi za nogi i rzucają ofiarę z nasypu na błotniste dno rowu. Za chwilę współtowarzysze zawloką ich, tak samo jak tamtych z sadzawki, pod krzak rosnącej opodal wierzby."
(...)
"Jeśli nie zaraz, nie za godzinę, to za dzień, kilka dni czy miesiąc zawloką i nas pod krzak wierzby. Zresztą grozę budzi nie ten kres wędrówki, lecz poprzedzające go tortury.
Niektórzy, chcąc ich uniknąć, "idą na posta", tzn. na jednego z rozstawionych dokoła miejsca pracy strażników SS-manów, którzy w myśl przepisów obozowych powinni w takim wypadku strzelać. Śmierć od kuli staje się marzeniem wielu więźniów karnej kompanii. Niestety strażnik, zamiast strzelać, napędza z powrotem.
Okrucieństwo Molla oraz jego pomocników rekrutujących się spośród SS i więźniów kryminalnych nie miało granic. Podczas gdy w innych komandach strażnicy SS strzelali do każdego więźnia, który przekroczył linię straży (Postenkette), to w karnej kompanii Kommandoführer Moll zakazał stosowania tak łagodnej formy śmierci. Karna kompania musiała się zasadniczo różnić od reszty obozu. Różnica polegała na pogłębianiu wszystkich form okrucieństwa. W intencjach SS leżało, aby więzień przed śmiercią odbył męczeńską wędrówkę poprzez wszystkie organizowane przez SS tortury. Dlatego przekroczenie linii straży przez więźnia karnej kompanii w tym celu, ażeby zginąć od kuli, uważane było przez SS-manów, pilnujących oddział, za chęć znalezienia zbyt lekkiej śmierci jak na karną kompanię.
Właśnie ci nieszczęśni zawróceni wywołują największą furię u kapów. Toteż przed dobiciem męczą ich ze szczególnym wyrafinowaniem."
(...)
"Po południu pozwolono nam nosić darnie nie biegiem, lecz zwykłym krokiem. Mimo to czuję ogromne zmęczenie i obawiam się, czy wystarczy mi sił, ażeby jeszcze dziś nie powiększyć liczby zabitych.
Czas dłuży się bezlitośnie. Kapowie zmęczeni upałem ucichli i obliczywszy widocznie na oko ilość ofiar uznali, że jest wystarczająca.
Słońce, chyląc się ku zachodowi, coraz mniej dokucza. Wzrasta nadzieja, że dzień zakończy się już szczęśliwie. Jednak dużo jeszcze trzeba było wysłuchać wymyślań, zebrać sporo kijów, namozolić się noszeniem darni, zanim upragniony gwizdek dał sygnał do zakończenia pracy. Na ten znak należało oczyścić narzędzia, złożyć je w wyznaczonym miejscu, ubrać drelich oraz buty i biec na zbiórkę.
Miło jest teraz rozglądać się po okolicy, gdyż pracując cały dzień między groblami mieliśmy ograniczone pole widzenia. Oczy wszystkich lgną do gładkiej tafli stawu, położonego w pobliżu. Gdyby tak podejść bliżej, zanurzyć twarz i pić, pić!
Kapowie przebiegają wzdłuż kolumny, sprawdzają piątki, liczą setki i jak zwykle wspólnie z SS biją. Wszyscy cisną się do środka szeregu, bo z brzegu jest się bardziej narażonym na bicie. Daje to powód do kłótni i zamieszania, a równocześnie potęguje wściekłość kapów. Podchodzą SS-mani, "wyrównują" kolbami szeregi i oddzielają setki. Czekamy jeszcze na załadowanie trupów. Wóz jest pełny. Oberkapo przelicza stan żywych i martwych, po czym melduje go Mollowi. Ten zadowolony daje znak do wymarszu. Kolumna rusza. Mijamy gruzy po kilku zburzonych domach. Na znak Molla kapowie zatrzymują nas na wprost najbliższego rumowiska cegieł. Każdy z nas ma zabrać trzy cegły do obozu. Gorączkowo wyszukujemy trzy całe sztuki, bo inaczej trzeba brać pół-cegłówki w podwójnej ilości. Omdlałe po całodziennej pracy ręce ledwie utrzymują cegły. Niektórzy pomagają sobie biorąc cegły na głowę lub na ramiona.
- Krycie, równanie! - krzyczą kapowie.
Moll każe śpiewać. Mimo wysiłku śpiew tej umęczonej do ostatnich granic gromady wychodzi anemicznie. Na dobitkę wybrano pieśń o mało rytmicznej melodii: "Im Lager Auschwitz war ich zwar". Moll jest niezadowolony. Za karę każe kompanii biec. Skąd wziąć sił, by wykonać ten rozkaz? Kapowie znów mają pole do popisu: ryczą i biją, popędzając bezwładną ludzką masę. Każdy trzyma się ostatkiem sił, wiedząc, że zwolnienie tempa równa się śmierci.
Znów zwykły krok i - "ein Lied". Ta pieśń poszła lepiej. Wreszcie dochodzimy do bramy obozu, oberkapo melduje liczbę pieszych i wiezionych, dyżurni SS-mani przeliczają wchodzących. Teraz ponad wszystko pragnę wypić dużo herbaty, wypić litr, dwa, całe wiadro! Sprawdzam odruchowo, czy puszka, przymocowana do spodni, jeszcze nie odpadła. Wchodzimy za odrutowaną bramę podwórka karnej kompanii. W jednym jego rogu składamy przyniesione cegły i stajemy do apelu."
/ Wspomnienia więźniów obozu oświęcimskiego / Państwowe Muzeum w Oświęcimiu
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025