Józef Kret - nr obozowy 20020, z dostępnych informacji wiadomo, że przybył do obozu 12.08.1941 r., został przeniesiony w 1944r. Do KL Flossenbürg, wyzwolony 8 maja 1945 z obozu w Litomierzycach.
Zatrudniony swego czasu w komandzie Bodenwirtschaftsdienst (komando mierników), został skazany za kontakty z ludnością cywilną (konkretnie "wpadka" podczas odbierania paczki zostawionej przez kobietę). Kara jaką otrzymał to 35 bykowców, piętnastodniowy pobyt w ciemnicy bloku nr 11 oraz pobyt w karnej kompanii.
Z opowiadania Józefa Kreta - "Dzień w karnej kompanii".
"Gdzież jest pióro, które by potrafiło opisać to, co działo się przed naszymi oczami! Jaki język mógłby oddać uczucia budzące się na widok strasznego pochodu karnej kompanii pędzonej do pracy? Praca, jaką wykonywała karna kompania, była najgorsza ze wszystkich robót, przy których zatrudniano więźniów.
Z dalszych wyjaśnień wymienionego już byłego komendanta wynika, że: "Karną kompanię przydzielano do prac najcięższych, a więc do kopania rowów odwadniających na terenie Brzezinki... Więźniowie w karnej kompanii byli zatrudnieni przez cały dzień, także w tym czasie, gdy inni więźniowie mogli odpoczywać."
Dlatego też wracająca po pracy do obozu kompania karna przedstawiała prawdziwie koszmarny obraz. Jednych wieziono rollwagą. To zabici. Niektórych wieziono na taczkach. Tych, którzy po pracy mogli jeszcze iść, ale w drodze utracili wraz z ostatkiem sił również zdolność poruszania się w takt marszu podtrzymywali koledzy, ująwszy ich pod ramiona. Innych, jeszcze żywych, nieśli na ramionach w specjalnych nosidłach mocniejsi koledzy. Mocniejsi dziś będą jutro niesieni, bądź wiezieni, jak ich koledzy dnia dzisiejszego.
Szczęściem dla mnie było, że losy dopiero za rok zaprowadziły mnie do tej legii straceńców. Okres ten zahartował mnie i wzmógł zdolność do walki z wrogimi siłami obozu. Bez tej zaprawy w pierwszym zetknięciu z karną kompanią uległbym śmiertelnemu porażeniu. Zbyt zabójczy był tu klimat dla zwyczajnego organizmu. Rok ciężkiej wędrówki z bloku na blok, komanda do komanda przy stałym strachu, co przyniesie każda taka zmiana, był prawdziwą zaprawą do najgorszego, co więźnia spotkać mogło - do karnej kompanii. Ktokolwiek przez nią przeszedł, przekonał się, że obóz to dopiero przedsionek piekła. Piekłem, samym jego dnem, była dopiero karna kompania.
(...)
Postać Molla była znana prawie wszystkim więźniom. Pamiętałem go jeszcze z okresu, gdy pracowałem w komandzie Gärtnerei (*komando zajmujące się pracami ogrodowymi). Moll, niski, o jasnych włosach, pucołowatej, piegowatej twarzy siał zawsze postrach wśród więźniów. Jego dzikość i okrucieństwo nie miały granic. Nadzorowanych przez siebie więźniów maltretował i zabijał. Posiadał on wszelkie cechy wzorowego SS-mana. Dzięki tym zaletom kierownictwo obozu powierzyło mu specjalne zadania. Mianowanie go Kommandoführerem karnej kompanii nie było przypadkiem. Karna kompania miała na celu zniszczenie więźniów, którzy do niej zostali skierowani. Któż lepiej mógł ten cel zrealizować niż SS-Hauptscharführer Moll.
(...)
Po przyjściu na miejsce kolumna dzieli się na grupy według rodzaju wykonywanych robót. Jedni prowadzą pionierską robotę, kopiąc po wytyczonej linii coraz dalsze odcinki nowego rowu i umacniając jego boki darnią. Pracę tę wykonuje się w ilastym błocie, sięgającym często powyżej kolan. Osobna grupa zajęta jest wycinaniem na pobliskiej łące darni do okładania skarp, inni przynoszą tafle darni na miejsce pracy. Jeszcze inni wywożą wydobytą z rowu ziemię na dalsze miejsca.
(...)
Jest jeszcze chłodno, a słońce ledwo uniosło się ponad horyzont. Znalazłem się w grupie noszących darnie.
(...)
Biegamy więc z darnią i choć dobywamy wszystkich sił, by biec jak najszybciej z ciężarem i nie dawać powodów do bicia - nic to nie pomaga, bo i tak kapo każdego w biegu zdzieli swoim długim kijem. Zapas sił wyczerpuje się szybko. Nie wytrzymamy tego morderczego tempa. Jak i kiedy skończy się ta mordercza furia. Oby to już nastąpiło.
(...)
Wreszcie upragniony gwizdek Molla ogłosił przerwę obiadową i zbiórkę biegiem na placu, gdzie ustawiono kotły. Znajdowałem się na odcinku najbardziej oddalonym od miejsca zbiórki. W chwili gdy rozległ się gwizdek, dźwigałem tafle darni, więc doniosłem je jeszcze na właściwe miejsce. Nagle posłyszałem ryk dwóch kapów, krzyczących bym schodził natychmiast na zbiórkę. Biegałem dobrze, więc popędziłem co sił. Na drodze wyminąłem słabszego kolegę o boleśnie wykrzywionej twarzy, ostatkiem sił próbował zmusić swoje piszczele do biegu. Dwaj kapowie czekali na mnie z podniesionymi kijami. Nie udało się ich ominąć. Dwa ciężkie uderzenia w plecy zachwiały moją równowagę, lecz nie upadłem. Zresztą uwaga ich zwrócona była na ostatniego, tj. tego, którego przed chwilą minąłem. Jak się z nim rozprawili nie widziałem, oszołomiony uderzeniami."
/ Wspomnienia więźniów obozu oświęcimskiego / Państwowe Muzeum w Oświęcimiu
Ciąg dalszy w następnym wpisie ze względu na ograniczenie.
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24