photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO
Niezmiernie się cieszę, że Photoblog nadal działa, więc i ja wracam. Pojawią się wpisy, które zamieściłam na "facebookowej" stronie - może nie wszyscy trafili, więc zapraszam do lektury :)
 
 
"Pod koniec listopada po raz pierwszy zabrano nas do łaźni. Łaźnia istniała, ale nie było w niej ciepłej wody. Zarówno w kranach, jak i pod prysznicami była tylko zimna. Kąpiel stanowiła kolejną formę upokorzenia: na tym okrutnym zimnie zostaliśmy zagnani nadzy do łaźni przez naszych oprawców. Kiedy odmówiliśmy mycia się w zimnej wodzie, skierowano na nas węże strażackie, uderzając silnym strumieniem lodowatej wody pod wysokim ciśnieniem. Bijąca nas po oczach, uszach, ustach i brzuchach woda cięła, dusiła, paliła i oślepiała. Ci, których dosięgła, wili się z bólu i upadali, szukając schronienia pod ławkami albo za ciałami tych, którzy stracili przytomność.
Po tej męce zziębnięci, fioletowi, z czerwonymi oczami, ze stopami i rękami skostniałymi z zimna chodziliśmy po pomieszczeniu jak kaleki.
(...)
Wróciliśmy z łaźni podekscytowani i zadowoleni, nie zwracając uwagi na tych, którzy wciąż trzęśli się, a oczy mieli szeroko otwarte, jasne i szkliste. Dopiero później zrozumieliśmy, że ubrania nie uratują nas przed konsekwencjami lodowatej kąpieli. Jedna trzecia z nas zachorowała. Izbę wypełniło kasłanie, jęki i spowodowane gorączkowymi majakami okrzyki. Niektórzy wyskakiwali ze swoich pryczy i próbowali uciekać. To my, najsilniejsi, musieliśmy trzymać straż dniem i nocą, aby chronić kolegów rozpalonych gorączką. Podobnie działo się w sąsiednich sztubach i nie było wątpliwości, że te katusze zafundowano nam świadomie."
(...)
"Wkrótce nasza sztuba opustoszała. Zabrano nie tylko chorych, ale też podejrzanych o chorobę. Reszta dostała papier i śmierdzący klej do zaklejenia szpar w oknach. Poszła plotka, że będą nas odkażać. Następnego dnia kazali nam się rozebrać, powiesić ubrania na pryczach i przygotować do wyjścia do łaźni. Szliśmy do łaźni w płaszczach i butach włożonych na gołe stopy. Mimo to ciała zesztywniały nam od ostrego wiatru tak, że po chwili ledwo udało nam się poruszać. Nogi unosiliśmy wyłącznie siłą woli. Ale w łaźni odżyliśmy. Woda była ledwo ciepła, ale przynajmniej nie powtórzono poprzedniego upokorzenia. Pozwolono nam myć się przez dwie lub trzy godziny, a w tym czasie zdezynfekowano blok. Byliśmy bardzo zadowoleni. W pobliżu nie kręcił się żaden esesman, a więźniowie funkcyjni trzymali się od nas z daleka. W sąsiednim pomieszczeniu wydezynfekowano nasze płaszcze.
Wracaliśmy w radosnych nastrojach. Jednak całą noc męczyły nas opary środka dezynfekującego unoszące się w sztubie. Otwarcie okien nic nie dawało. Oddychaliśmy świeżym powietrzem, stojąc przy oknie tak długo, jak pozwalał mróz. Potem cofaliśmy się do ciepłego pomieszczenia, ustępując miejsca innym; później znowu wracaliśmy do okien. Bolały nas głowy, zaczęliśmy wymiotować. Straszliwa noc zdawała się trwać wiecznie. Nie mogliśmy włączać światła, w przejściach panował niewyobrażalny tłok. I tak przetrwaliśmy do rana. O wschodzie słońca prawie jedna trzecia mieszkańców sztuby leżała nieruchomo z sinymi wargami i poczerniałymi twarzami. Większość zmarła, nie odzyskawszy przytomności."
 
 
/ Ucieczka z Auschwitz / Andriej Pogożew

 

Dodane 26 KWIETNIA 2023
370
Photoblog.PRO explsp mocne ...i jak tu się bratać ?
26/04/2023 22:14:34