SABINA NAWARA, numer obozowy 45712
"Najniższy poziom na kojach był najgorszy. Najzimniejszy. Gdy padało, często zalany był wodą. Ale to nie wszystko. Tam najczęściej łaziły szczury. Bałam się ich okropnie. One wręcz przeciwnie, w ogóle ludzi się nie bały. Były wielkie i spasione. Żywiły się resztkami z kuchennych baraków, a gdy nastał zmierzch, atakowały śpiących ludzi. Najczęściej ogryzały martwe ciała więźniarek. Trupy leżące przed barakiem miały ponadgryzane policzki, nosy, brody. Dziury pojawiały się na całym ciele. Pamiętam, jak w nocy kobieta obok mnie zmarła. Musiałam leżeć przy niej do rana. Gdy się obudziłam, miała obgryzioną brodę."
"Przesiąkłyśmy zapachem baraków. Był to zapach fekaliów i stęchlizny. Nie miałyśmy dostępu do wody, więc o kąpieli nie było nawet mowy. Na początku w Brzezince nie miałyśmy nawet umywalni. Dopiero później na zewnątrz zostały zbudowane waszraumy - umywalnie, z których czasami pozwalano nam korzystać. Jeśli nie było to możliwe, po deszczu wypatrywałam większych kałuży, w których mogłam umyć twarz, ręce lub się podmyć. Nie było również ubikacji. Za barakami kazano nam wykopać rowy, które, jak miało się wkrótce okazać, służyły nam za latryny. Aby się załatwić, musiałyśmy kucać i uważać, aby nie wpaść w dół przepełniony fekaliami. Wiele kobiet potopiło się w tym kale i brudzie. Dookoła było ślisko i nietrudno było o nieszczęście. A wycieńczone z głodu i przepracowane kobiety, kiedy zemdlały lub przewróciły się i wpadły do środka, nie miały siły, by wyjść."
"Praca w lodowatej wodzie przy oczyszczaniu stawu, kolejny raz w lutym 1944 roku, dała o sobie znać. Zachorowałam ponownie, tym razem na zapalenie stawów kolanowych, i znów znalazłam się na rewirze. W szpitalu często robili selekcję, a ja nie mogłam chodzić. Każdy z więźniów doskonale wiedział (nie była to tylko plotka), że osoby niechodzące prosto z rewiru kieruje się do krematorium. Bałam się, że mimo mojej walki i zmagania z losem przegram. Stało się wreszcie to, przed czym drżałam. Któregoś popołudnia lekarz obozowy wszedł z esesmanami do rewiru i kazał nam wstać z łóżek. Tego dnia nie wstałam. Mój numer został zapisany przez blokową na kartce. Mnie i kilka innych kobiet zabrano do bloku 25. Leżałyśmy tam bez jedzenia, całkiem nagie. Byłam pewna, że to koniec. Zapisali mnie... No trudno. Żebym tylko nie cierpiała pod krematorium, czekając na zagazowanie. Już jutro mnie nie będzie - myślałam. Przed spaleniem ludzie trafiali do pomieszczeń, w których więźniów gazowano. Palenie żywcem nie wchodziło w grę, bo wśród zszokowanych ludzi prawdopodobnie wybuchłaby panika. Zresztą jaką pracę mieliby wtedy ludzie, którzy wkładali ciała do pieców?
Nie wyobrażam sobie, aby żywcem spalić człowieka. Byłam świadkiem wielu egzekucji, ale odwracałam wzrok. Nie chciałam patrzeć na dodatkowe cierpienia, bo na co dzień ich nie brakowało. Kiedy przyszła blokowa i wyczytała mój numer, nie odezwałam się. Dobrze wiedziałam, że chodzi o mnie. Ponownie zawołała. Znów się nie zgłosiłam. Wreszcie kobieta leżąca obok mnie powiedziała:
- Powiedz, że to ty! To przecież ciebie wołają!
- Wiem - odpowiedziałam jej. - Lepiej siedzieć cicho i się nie odzywać.
Wtedy blokowa podeszła i sama zweryfikowała mój numer. Wywoływała jeszcze pięć, może sześć innych dziewczyn, same Polki, i powiedziała, że wracamy na rewir. Nie mogłam w to uwierzyć, byłam przekonana, że zaraz podjadą samochody i wywiozą nas do krematorium.
- Myślicie, że nie wiemy, dokąd nas zabieracie? - pytałam, kiedy podeszła do mnie. Wciąż byłam przekonana, że idziemy do gazu.
- Dziś Aryjczyków nie palą - odparła."
/ Dziewczęta z Auschwitz
GŁOSY OCALONYCH KOBIET /
Sylwia Winnik
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025