photoblog.pl
Załóż konto

BARBARA DONIECKA, numer obozowy 86341

 

Do obozu trafiła jako dziesięciolatka.

 

"Kiedy wszyscy mieszkańcy znaleźli się przed budynkiem, niemieccy oprawcy, wyposażeni w miotacze ognia, bez skrupułów zaczęli rzucać płomieniami, które zajmowały ściany, dach i wnętrza naszych domostw. Patrzyliśmy na dom, który wydawał się nam twierdzą nie do pokonania. To było okropne - widzieć, jak płonie miejsce, w którym spędziło się tyle spokojnych lat. Płonęła cała Warszawa, jeden budynek po drugim. Wszyscy krzyczeli, kobiety, trzymając kurczowo w ramionach dzieci, płakały. Tak jak staliśmy, zaprowadzili nas na Zieleniak - targowisko przy ulicy Grójeckiej - i przetrzymali całą noc. Działy się tam straszne rzeczy. Siedzieliśmy przerażeni, skuleni, jeden obok drugiego. Tej nocy wyprowadzono spośród nas wielu mężczyzn i pod murem jednego z budynków, który do dziś zresztą stoi przy ulicy Grójeckiej, na naszych oczach ich rozstrzelano. Nie mogłam patrzeć na te okrucieństwa. Jak wiele innych osób, odwracałam wzrok. Wśród rozstrzelanych rozpoznałam dozorcę naszej kamienicy, pana Franciszka.

(...)

W pamięci utkwiły mi kobiety, które niczym w obłędzie głośno płakały. Niektóre z nich postradały zmysły. To, co działo się wokół nas - rozpoczynający się mord, poniżanie brak poszanowania drugiego człowieka - spowodowało, że wiele z nich nie wytrzymywało psychicznie. Najczęściej te, które były naocznymi świadkami śmierci swoich bliskich. Dla kogo miały żyć? Kiedy zostały same, ogarnęła je panika - i wcale mnie to nie dziwi. Pamiętam, że kiedy któraś z kobiet krzyczała i płakała zbyt głośno, podchodził do niej Niemiec i wyprowadzał ją na zewnątrz. Dookoła panowała noc, nikt nie odważył się odezwać, zapytać, wyjść za potrzebą. Wszystko wyglądało, jakby było z kamienia. Nieruchome. Strzał! Jeden celny strzał dostała każda z obłąkanych kobiet, która lamentowała zbyt głośno."

 

"Droga mijała w niehigienicznych warunkach. Sierpień 1944 roku był upalny, a my nie mieliśmy wody ani niczego do jedzenia. Kolejny dzień. W wagonie było tłoczno. Jedni stali, inni leżeli prawie jeden na drugim. Nie było czym oddychać. Małe okienka zostały wcześniej skrzętnie zaryglowane tak, że świata nie było widać. Jedna tylko mała szparka zaślepiona drutami pozwalała świeżemu powietrzu wlecieć do środka, choć w niewielkich ilościach. Jechaliśmy cały dzień bez krótkich nawet postojów. Z przerażeniem wspominam odór odchodów unoszący się w wagonie. Nie mogąc wyjść na zewnątrz, każdy załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne pod siebie.

(...)

Do Auschwitz-Birkenau dotarliśmy nocą 12 sierpnia 1944 roku. Zmęczonych do granic wytrzymałości wypędzono nas na rampę. Wychodziliśmy niezdarnie w pośpiechu, a towarzyszyły nam okrzyki Niemców: "Schneller, schneller!".

"Polnische Schweine!" - wydzierali się. "Boże, gdzie ja się znalazłam, co to za miejsce?" - pomyślałam. Szybko otrzymałam odpowiedź. Jeden z mężczyzn, wychodząc z wagonu, rozejrzał się wokół i krzyknął ze łzami w oczach: "Rany Boskie, to Oświęcim!". Nic mi to nie mówiło, ale domyśliłam się, że koszmar dopiero się zaczyna. - Mamusiu, dlaczego oni wyzywają nas od świń? - spytałam. - Cicho, cicho... Dziecko, nie pytaj głośno o takie rzeczy! Nic nie mów. - Zrozpaczona mama rozglądała się, czy aby na pewno nikt mnie nie usłyszał. Marsz z KL Auschwitz do Brzezinki zrobił na nas wrażenie, którego nie sposób zapomnieć do końca życia. Ciemna noc, rozwścieczone psy, których ujadanie rozchodziło się po całym placu, reflektory na drutach i krematoria z dymiącymi kominami. Wtedy jeszcze my, Zugang, znaczy nowi, nie wiedzieliśmy, czym są te płomienie. Szpalery esesmanów lejących kolbami karabinów gdzie popadnie. Moja mama została uderzona tak mocno, że aż zgięła się wpół. Po raz pierwszy zadałam sobie pytanie: "Boże, dlaczego?". Na szczęście mama trzymała mnie mocno za rękę, bo inaczej przewróciłabym się i inni więźniowie by mnie stratowali. Panował straszny chaos, ludzie biegli przed siebie, płakali, rozglądali się za bliskimi, którzy gdzieś w tłumie zostali porozdzielani. Ponad nami słychać było ryki esesmanów i strzały. Rozdzierający krzyk bitych ludzi. Gdzieś w oddali grała orkiestra. I ten smród. Trupi odór. Zatykał nozdrza z każdym powiewem wiatru."

 

/ Dziewczęta z Auschwitz

GŁOSY OCALONYCH KOBIET /

Sylwia Winnik

Dodane 14 LIPCA 2022
1945
Photoblog.PRO explsp ...i znów upiorna rzeczywistość wojny zatacza koło ...żadnych wniosków z historii
15/07/2022 9:28:15
Photoblog.PRO numerymowia Prawda...?
15/07/2022 13:05:09
Photoblog.PRO explsp bo dla wielkich tego świata jesteśmy tylko nic nieznaczącym numerem
15/08/2022 11:39:45