photoblog.pl
Załóż konto

"Staliśmy przy 15-stopniowym mrozie w swoich "wolnościowych" płaszczach, futrzanych kurtkach, kożuchach. Oni - w pasiastych "piżamach". Pompowali. Przez chwilę krew krąży szybciej, robi się cieplej, a potem wszystko wraca do normy. Jest znów zimno. Pompowanie było zabronione i dla SSmanów i kapów stanowiło pretekst do bicia. Walka z zimnem stawała się niekiedy walką o życie. Niektórzy ryzykowali nawet "papierowe pulowery". Był to worek po cemencie. Przy odrobinie szczęścia można było taki worek znaleźć na terenie obozu. Rozpruwało się go po bokach, w dnie robiło otwór, taki żeby mógł przejść przez głowę i jak ksiądz ornat, więzień zakładał na siebie worek, wpuszczał w spodnie, zapinał marynarkę i był ubrany, ciepło ubrany. Ryzyko jednak było spore. Zdarzało się, że przy osobistej rewizji SSman odkrywał pulower, a wtedy karny meldunek. Nie za to, że więzień miał na sobie worek, nie, "za kradzież worka". Taki "tekst" obowiązywał. Było to równoznaczne z karą chłosty, bunkrem, lub słupkiem."

 

 

"Więźniowie zrzucili z pierwszej skrzyni pokrywę i wtedy zobaczyłem. Nie kamienie! Nie piasek! W skrzyni leżały dwa nagie, martwe ciała. Leżały "na waleta", głowami w przeciwnych kierunkach. Na nagich, wychudłych do ostateczności piersiach, widniały numery wypisane fioletowym, kopiowym ołówkiem. Obozowe numery. Piękny SSman pochylił się, zza cholewy wyciągnął półmetrowy gwóźdź i wykonał dwa pchnięcia w martwe, zmarznięte ciała. Dwa pchnięcia w serce. Było ich jeszcze dziesięć. Po ostatnim wytarł gwóźdź w połę pasiaka stojącego na baczność więźnia, włożył za cholewę i ze swoją mruczanką wrócił na wartownię, otwierając po drodze bramę. Więźniowie z wyraźnym wysiłkiem dźwignęli skrzynie i biegiem przez otwartą bramę udali się do krematorium. Pojawił się znów piękny, zamknął bramę i zniknął za drzwiami wartowni. Tak u progu mojej oświęcimskiej drogi oglądałem jej kres. Komando "nosiciele trupów". Wyczerpani, osłabieni więźniowie, uznani za niezdolnych do pracy, zajmowali się ostatnią drogą swych kolegów. Na bramie odbywał się jeszcze jeden akt obozowej biurokracji. Gwóźdź upewniał w sposób bezapelacyjny, że bramę "przekracza" martwy więzień. Wypisany na piersiach numer był jedynym znakiem identyfikacyjnym zwłok. Polakom dopiero na przełomie 1942 i 1943 roku zaczęto tatuować numery na lewym przedramieniu."

 

 

/ Refren kolczastego drutu /

August Kowalczyk

 

Dodane 7 LUTEGO 2022
1251