"Tego dnia, dyżur w sraczu pełnił Stefan, porucznik 2 pułku strzelców podhalańskich. Okres był szczególnie gorący. Przybyli do lagru ludzie nie nawykli do obozowego "menu", już w pierwszych dniach rozpoczynali rozpaczliwą bieganinę pomiędzy sztubą a ubikacją, miejscem pracy a latryną, lub po prostu srali w portki. To było nieszczęście największe, groziło natychmiastowym zwróceniem uwagi na siebie i chory mógł skończyć pod kolbami Ssmanów lub kijami kapów. Durchfall (biegunka) zbierał zresztą największe śmiertelne żniwo. Obok tyfusu naturalnie. Z biegunką do szpitala szli ludzie prawie zupełnie odwodnieni, bez sił, a te szpitalne dni były zazwyczaj dniami agonii. I najważniejsze, wisiała nad nimi nieustanna groźba selekcji. Była to metoda przyśpieszonego rozwiązywania problemu epidemii w obozie.
(...)
Nie zdziwiłem się więc, kiedy rozległo się po bloku wściekłe i nieco bezradne - Aaauguust!!! To wzywał mnie na pomoc Stefan. Nielekki musiał mieć dyżur. Wybiegłem na korytarz, przepchałem przez kotłujących się pod ubikacją, ogłupiałych i przerażonych "nowych", szarpnąłem drzwi. Stefan wysunął głowę przez uchyloną szparę.
- Chodź, pomożesz!
A kiedy byłem już w środku:
- Nie mogę sobie, cholera, poradzić. Trzymaj drzwi.
Czterech więźniów na czterech sedesach, szczęśliwie korzystało z przerwy w rytuale srania. Po chwili Stefan już krzyczał:
- Koniec... Następni...
Pasiaki uniosły się z muszli i trzymając w ręku niezapięte portki, wyszły na korytarz, mijając w drzwiach następną czwórkę. Garderobę porządkowali już poza ubikacją.
- Zamknij drzwi i trzymaj - rzucił Stefan, a potem do siedzących, stękających ludzi, przy akompaniamencie tryskających, krwawych, wodnistych odchodów, dyrygował:
- Sramy prędko bo wszyscy chcą! Na cztery tempa! Uwaga! Raz! Dwa! Trzy! Cztery!... Następni!
I tak wpuszczałem i wypuszczałem ludzi, którzy ze zgrozą dowiadywali się, że tę fizjologiczną potrzebę można i należy wykonywać na tempa i to w dodatku dotyczy ich właśnie.
- Raz! Dwa! Trzy! Cztery! Następni!
(...)
Wpuściłem czterech, zatrzaskując drzwi przed nosem piątemu i szóstemu. Czaęli gwałtownie stukać. Poczułem jak klamka, szarpana od strony korytarza, opadła. Szpara otwieranych drzwi zaczęła się powiększać. Usiłowałem podpierać barkiem. W tym momencie wysunęły się z zawiasów i pchane z drugiej strony, stopniowo i nieuchronnie leciały na mnie. Uchyliłem się. Przeleciały i z hukiem upadły na posadzkę. Stefan zdążył uskoczyć. Wyhamowując impet, stanął przede mną, podtrzymując rozpięte spodnie, czterdziestoparoletni mężczyzna. Uderzyłem otwartą dłonią. Raz i drugi klasnął policzek.
- Co robisz? Nie widzisz, co się dzieje - to były chyba moje słowa, ale zapamiętałem te, które usłyszałem:
- A ja mógłbym być twoim ojcem.
Stał przede mną chwilę, potem rzucił się do sedesu. Założono drzwi. Zrobiono to błyskawicznie, prawie na owo:
- Raz! Dwa! Trzy! Cztery!
"Ojciec", upychając koszulę w spodnie, nie patrząc na mnie, wyszedł.
Apel!
- Alle Raus! - to krzyczał Kazio.
Koniec dyżuru. Ubikacja zamknięta. Biegiem na plac apelowy. Nawet biegunka musiała się poddać rygorom obozowego regulaminu.
Biegnąc z innymi, słyszałem na przemian:
- Raz! Dwa! Trzy! Cztery!
- Mógłbym być twoim ojcem!
- Raz! Dwa! Trzy! Cztery!
- Mógłbym być twoim ojcem!
- Raz! Dwa...
Stojąc na baczność w szeregu, z odkrytą głową, myślałem że to ostatni raz, ten powszedni, codzienny argument "pedagogiczny" zastosowałem do kogokolwiek w obozie. Nie wiedziałem, że czeka mnie jeszcze bardziej przerażające zdarzenie."
/ Refren kolczastego drutu /
August Kowalczyk
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025