photoblog.pl
Załóż konto

Obóz na Przemysłowej

 

W śniegu i błocie

 

Urszula Grenda

"Czy widziałam w obozie mydło? Nie. Do ubikacji chodziłyśmy daleko i nie przypominam sobie, czym my w ogóle tyłki obcierałyśmy. Wiem, że od czasu do czasu była pralnia, zmiana bielizny i chyba czasem te starsze dzieci nas myły. A czasami załatwiałyśmy się na korytarzu do wiader. Były dyżury i musiałyśmy te ciężkie wiadra wynosić, bo latryny były dla małych dzieci za daleko. Zawsze dwie dziewczynki miały przy każdej sztubie dyżur i musiały te wiadra opróżniać. Nie było kanalizacji. Tylko pompa. Miski, czerwone, poobijane, obmywałyśmy przy tej pompie. Garnuszek i aluminiowa łyżka. To wszystko."

 

Kazimierz Gabrysiak

"Przy zabijaniu wszy krew pryskała spomiędzy paznokci. Na terenie Madchenlager, czyli dziewczęcej części obozu, była łaźnia raz na jakiś czas kąpaliśmy się w tej samej wodzie i wymienialiśmy ubrania na niby czyste, z nowymi, cudzymi wszami."

 

Paweł Procner

"Jedna miska do mycia. W jednej wodzie myli się wszyscy. Mydło widziałem, gdy ktoś dostał w paczce, nie było żadnego przydziału. Żadnych szans na higienę, a to wymagano od nas, by wszystko było bardzo czyste i w porządku."

 

 

Czwartek, pierwszy dzień wolności

 

Gertruda Piechota-Górska

"Rosjanie weszli o dzień wcześniej, więc Niemcy nie zdążyli nas podpalić. Gdyby przyjechali dzień później, nie mielibyśmy co marzyć o życiu."

 

Paweł Procner

"Zastanawiam się, jak doszło do tego, że Niemcy nie zdążyli wykorzystać benzyny, którą zgromadzili. Że nas nie podpalili. Naprawdę musieli być zaskoczeni. To działo się w nocy. Wyzwolenie obozu zaskoczyło i nas. Jako dzieci nie mieliśmy zdolności przewidywania i myślenia historycznego. Nocą 19 stycznia 1945 roku Łódź była oświetlona jak w dzień bez szkód i bez większych zniszczeń odbywała się akcja najazdu wojska radzieckiego na środkową Polskę. Po cichutku się to stało. Rano obóz otwarty i my jesteśmy sami, bez straży. Wychodzimy na dwór i widzimy pełno beczek z benzyną. Nasz obóz był przygotowany na taki sam los, jak obóz na łódzkim Radogoszczu. Na podpalenie, puszczenie z dymem zabudowań i ludzi. Niemcy nie zdążyli. Poznajdowaliśmy jakieś ciuchy. Szczególnie potrzebne nam były buty, bo śnieg był po kolana. To nie była taka prosta sprawa. Najpierw szukaliśmy jedzenia, bo nie miał kto już wydawać śniadania. Ale niewiele się udało wygrzebać, trochę chleba, a i tego nie dla wszystkich starczyło. Po południu wyszliśmy z obozu. Śnieg, mróz, głód, ból, strach, ale wolność."

 

 

W drodze do domu

 

Alicja Kwaśniewska-Krzywda

"Pierwsza noc poza obozem niezapomniana. Jacyś ludzie pościelili nam we własnej sypialni. Ja myślałam, że jestem królową! Kazali nam się umyć, gazetami nogi poowijali, skarpety ofiarowali.

Wie pani, ile się idzie z Łodzi do Kalisza? Tydzień. Szłam od czwartku do czwartku. Styczeń, śnieg, minus dwadzieścia cztery stopnie. Okropna droga, śnieżna. Zewsząd rosyjskie ostrzały, armaty. Huk, dym i strach. Umarłabym po drodze, ale ktoś, nie wiem kto, śpiącą w rowie okrył mnie kocem. W tym kocu szłam do końca, peryferiami Kalisza w końcu trochę ambicji miałam, żeby sobą ludzi nie straszyć. Nie wiedziałam, kogo w domu zastanę i czy kogokolwiek. Dotarłam około godziny szesnastej, gdy zaczynało się ściemniać. Brat, jak mnie zobaczył, strasznie się rozpłakał. Wszyscy płakali, cała rodzina. Wróciłam z odmrożonymi nogami. Miałam dziury w stopach, na palcach. Moja babunia brała piórko, maczała je w ciepłej nafcie, smarowała te rany i je wyleczyła."

 

 

/ Mały Oświęcim

Dziecięcy obóz w Łodzi /

 

Jolanta Sowińska-Gogacz

Błażej Torański

Dodane 9 LISTOPADA 2021
550