photoblog.pl
Załóż konto
Ważne!

Zdjęcie widoczne dla użytkowników posiadających konto PRO

Kup konto PRO

"(...) z więzienia przy ulicy Sterlinga przywieziono Leona Broszkowskiego i umieszczono go w izolatce. Wśród łęczycan zawrzało. Wielu, zwłaszcza spośród aresztowanych w październiku, tylko jemu zawdzięczało, że znaleźli się w łapach gestapo i w tym przeklętym więzieniu.
- Jest tu ten - mówili z oburzeniem - co nas zdradził, wydał gestapowcom! Nie powinien stąd wyjść! Zasłużył na to, by tu zostać na zawsze!
Nie podzielałem tych uczuć. Leona Broszkowskiego znałem od lat i nie pasował mi w żaden sposób na zdrajcę. Musiało zajść coś innego. Postanowiłem zbadać sprawę dokładniej.
(...)
Madaliński wpuścił mnie do izolatki, sam pozostał na zewnątrz, aby czuwać. W pomieszczeniu było kilku ciężko chorych i kilka łóżek pustych. Broszkowski leżał prawie na środku, pod lampą zwisającą z sufitu. Widziałem go dokładnie, lecz ledwo go rozpoznałem. On mnie nie poznał, bo byłem w cieniu. Dopiero gdy stanąłem przy łóżku w świetle lampy, poznał i odezwał się:
- Dobrze, że przyszedłeś. Myślałem, że nie przyjdziesz ani ty, ani Michał, ani nikt z łęczycan. Wiem, że macie do mnie żal, że nie wytrzymałem tortur i wielu wsypałem, prawda?
- Prawda - odparłem. - Chcę ci powiedzieć i po to tu przyszedłem, że ja do ciebie nie mam żalu. Przeciwnie, chcę ci podziękować, że nie wszystko powiedziałeś. - Zniżyłem głos do szeptu. - Nie powiedziałeś przecież najgorszego, co by nas i nasze rodziny zgubiło bez ratunku.
- Tak, tak - kiwał głową Leon. - Nie powiedziałem.
- Przecież to nie twoja wina, że nie jesteś z żelaza - ciągnąłem. Nie wiem, czy ja będąc na twoim miejscu, wytrzymałbym takie tortury. Szczęśliwie dostałem mało, bo się od razu przyznałem do "Biuletynu..." Naprawdę dziękuję ci Leon!
Wyciągnął do mnie rękę, całą w bandażach.
- I ja ci dziękuję, żeś do mnie przyszedł.
Mówił wolno, z widocznym trudem. Przysiadłem się na skraju łóżka i pogłaskałem go po bandażu ręki. Broszkowski mówił:
- Nie miałem pojęcia, do czego zdolni są gestapowcy. Zobacz!

Podniósł nieco koc, którym był przykryty. Leżał na prawym boku. Na pośladkach miał założony wielki bandaż.
- Odchyl bandaż i patrz!
Ujrzałem krwawe strzępy mięśni, a wśród nich nagą kość! Patrzyłem z przerażeniem na tę straszną, gorejącą ranę. Prawda to czy koszmarny sen? Nie pamiętam, czy coś powiedziałem, czy milczałem. Leon mówił dalej:
- Prawy pośladek mam mniej poraniony, mogę jeszcze na nim leżeć. Wtedy, gdy mnie bili po głowie, po całym ciele i po pośladkach, jeszcze wytrzymałem i nic nie mówiłem. Kilka razy traciłem przytomność, lali na mnie wodę, cucili i znów bili pięściami w rękawicach bokserskich, batami i kijami, żądając, abym zeznał, komu dawałem "Biuletyn..."
- A skąd wiedzieli, że miałeś "Biuletyn Kujawski"?
- Wybrański im powiedział, że dostarczał gazetki do biura firmy Butzkego, właśnie do mnie. Zaprzeczałem stanowczo, ale on podczas konfrontacji ze mną potwierdził to zeznanie. On też był skatowany i nie wytrzymał. Zbili mnie wtedy strasznie, ale jeszcze nie powiedziałem, komu dawałem gazetki. Załamałem się dopiero wtedy, gdy wyrywano mi paznokcie. Tego bólu nie potrafiłem znieść. Wiesz jak to robią?
- Skądże! Nie wiem!
- Mają takie urządzenie, taką piekielną maszynkę. Wsadzają w nią dłoń, przyciskają, dłoń jest unieruchomiona. Są tam uchwyty, które mocno chwytają końce paznokci. Gestapowiec włącza silniczek elektryczny, który tę maszynkę uruchamia i uchwyty powoli, powoli zaczynają ciągnąć. Wierz mi, to był taki ból, że w ogóle nie miałem pojęcia, iż może istnieć. Zdawało mi się, że wyrywają mi nie paznokcie, ale trzewie, że wyciągają mi rdzeń z kręgosłupa, że rozrywają mnie na kawałki. Chciałem natychmiast umrzeć, aby tak szatańsko nie cierpieć. Ale gdy gestapowiec wyłączył silnik, uchwyty z paznokciami wracały na poprzednie miejsce, ból prawie ustawał. "No, komu dawałeś >Biuletyn...<? Nazwisko, imię, adres!" Milczałem. Znów włączył silniczek, znów przeszył mnie straszny ból. Paznokcie pomału rwały się z palców. To było nie do zniesienia. Nie pamiętam, ile razy włączali tę piekielną maszynkę. Za którymś razem, gdy byłem nieprzytomny z bólu, powiedziałem pierwsze nazwisko, potem dalsze, twoje też. Teraz mnie osądź! Dowody widziałeś. Przyjmę każdy wasz wyrok. Wiem, że bez waszej pomocy zginę tutaj na pewno. Jak postanowicie, tak będzie. Za swoje muszę zapłacić!"

 

/ Nas nie pożarły płomienie / Władysław Zarachowicz

Dodane 17 MAJA 2014
424