Za zdjęcie serdecznie dziękuję Jowicie Flankowskiej - pozdrawiam.
SYSTEM TERRORU - ESESMANI
Eugeniusz Sacewicz:
"Na każdym bloku byli więźniowie, którzy nosili kotły. Wyznaczał ich blokowy. Raz wyznaczył mnie z jakimś nieznanym mi więźniem. Idziemy z tym kotłem, a tutaj: "Komm, komm, komm". Obejrzałem się. W bloku 1 była paczkarnia, gdzie składano paczki, które otrzymywali więźniowie. I tam gospodarował esesman. To był oprawca. Pomyślałem, że teraz to już koniec ze mną.
Zaprowadził mnie do swojej kancelarii. "Masz tu zrobić porządek". Potem na korytarz, gdzie stała skrzynia i były narzędzia do sprzątania - szczotki, miotły, szmaty. Wyprowadził mnie i pokazał palcem trzepak: "Ale to musi być szybko zrobione".
Kancelaria nieduża. Na środku, na dywaniku stoi biurko, w lewym rogu dwie szafy. Biorę się do odstawiania biurka. "Was, was?". Mówię, że chcę wytrzepać dywanik. "Ja." Wziąłem ten dywan i trzepaczkę, poszedłem trzepać. Potem wziąłem się do odsuwania szaf. On już leci i pomaga mi. A pod tą szafą napchane śmiecia, brudu, bo moi poprzednicy, jak kazał im robić porządek, to wszystko pod szafę i niby czysto. Spod jednej szafy trzy wiadra śmieci wyniosłem. Biorę się za drugą. Ja tu, on z tamtej strony i pchamy. To samo. Wziąłem wiadro i szmatę, nałożyłem ją na szczotkę, wytarłem podłogę. Patrzę, a jemu się morda śmieje.
Pomagał mi, jeszcze więcej może pchał niż ja. Bo silniejszy był, co tu mówić. Zrobiłem mu wszystko na glanc, aż powietrze świeże było czuć. Pyta: "Co chcesz za to?". A zawsze każdy przychodził od niego z taką gębą, zakrwawiony. Jak widział, że źle robią, to bił, kopał. W żołądek tak jednego skopał, że od tego umarł. A teraz mówi: "Trzymaj ręce, o tak". I nakładł mi czerstwego chleba, aż pod nos."
(Loiblpass, 1944)
Stanisław Wochal:
"Pewnego dnia kapo urwał się guzik i zaczął pytać, czy jest wśród nas jakiś krawiec. Zgłosiłem się, przyszyłem mu guzik i mnie zapamiętał. Przydzielił mnie do stolarzy. To byli Austriacy, cywile. Przychodzę tam, a oni pytają:
- Du bist Pole? Jaki twój zawód?
- Krawiec.
Śmieją się jeden do drugiego:
- Co będziesz u nas robił?
- Co mi każecie.
Chodziłem po budowie, zbierałem metalowe klamry do robienia szalunków i co uszedłem, to grzałem się przy koksowych piecach.
Zatrzymałem się przy jednym z pieców. Naraz biegnie kapo, który wysłał mnie do komanda stolarzy i krzyczy: "Wo ist der Schneider?" (Gdzie jest krawiec?). Zobaczył mnie i zaprowadził do Hauptsturmführera SS. Jak zobaczyłem, dokąd mnie prowadzi, to nogi zrobiły mi się jak z waty. Myślałem, że za grzanie się przy piecyku dostanę baty. Dochodzimy, kapo melduje, że to jest krawiec. Esesman każe podejść bliżej. "Du bist Pole? Bist du ein guter Schneider?" (Jesteś Polakiem? Czy jesteś dobrym krawcem?). Odpowiadam: "Nie wiem". Zaprowadził mnie do swojego biura, posadził przy żelaznym piecu i mówi: "Siedź i pilnuj, żeby nie wygasło w piecu". Nadeszła pora obiadowa i on mówi do mnie: "Ja idę na obiad. A dla ciebie tam jest chleb, kiełbasa, jajka. Zrób sobie jedzenie, bo ja nie mogę". Bałem się, nie wziąłem niczego. Przychodzi i pyta, czy jadłem. Odparłem: "Trochę". Popatrzył: "Przecież ty niczego nawet nie spróbowałeś. Masz, zrób sobie jedzenie". Zjadłem, ale w dalszym ciągu nie wiedziałem, co się za tym kryje. Siedziałem tak kilka dni, pilnowałem pieca, żeby nie wygasł.
Po jakimś czasie przyniósł mi gumowe buty, stary płaszcz i kazał zrobić kapcie. Nie chciał siedzieć za biurkiem w butach z cholewami. Robiłem te kapcie cały tydzień. Chwalił mnie: "Ganz gut. Ganz gut." (Całkiem dobrze, całkiem dobrze). Niektórzy więźniowie za dobrą pracę dostawali pół marki za tydzień, a on sięgnął do kieszeni i wyciągnął kilka marek. Kupiłem sobie w kantynie marynowane ślimaki z beczki. Ach, jakie dobre były te ślimaki! Poczęstowałem nimi kilku znajomych. Później przerabiałem mu płaszcz i zrobiłem kapcie dla żony i dla córki. Wszystko ręcznie.
Kiedyś przyjechał z domu, z Linzu, przyniósł tort i mówi:
- To od mojej żony, za te kapcie.
Wziąłem nóż, pokroiłem, jemu też dałem kawałek. A on na to:
- Boisz się, że zatruty?
- Nie, tylko chcę poczęstować.
Zjadł.
Blisko miesiąc pracowałem u niego. Pewnego dnia przyszedł i pokazał mi kartę, skierowanie na front wschodni. Wiedział, że stamtąd już się nie wraca. Zaczął wyzywać na wojnę. Chciałem go pocieszyć i mówię, że za miesiąc wojna się skończy. A on, że jeszcze rok będzie trwała. Na koniec dał mi swój adres w Linzu i powiedział, żebym odwiedził po wojnie jego żonę. Nie poszedłem tam, bo kartkę z adresem zabrali mi podczas rewizji na bloku."
(Redl-Zipf, 1944)
/ Ocaleni z Mauthausen/
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
2 dni temu