Minęło tyle lat, a wciąż tu jestem.
Niby wszystko się zmieniło, a w głębi duszy nie zrobiłam ani kroku w przód.
Wydoroślałam, dojrzałam. Możesz być ze mnie dumny. W końcu zawsze tylko tego podobno oczekiwałeś.
Za kilka dni moje kolejne urodziny, a ja siedzę z lampką wina i zimową depresją wciąż zwracając się bezpośrednio do Ciebie.
Może tyle lat bez słowa było błędem. Może przez to wciąż tu tkwię.
Nigdy nie pozwoliłeś mi o sobie zapomnieć. Nie dałeś mi na to przyzwolenia.
Jak teraz się z tym czujesz, że nie da się tego odkręcić?
Dla Ciebie to łatwe, powiesz - nie myślę o przeszłości.
Co w takim razie powiedzieć mam ja?
Kiedy próbowałam, a Ty pojawiałeś się z nienacka rujnując wszystko, co udało mi się zbudować.
Teraz już nie próbujesz. Szkoda, że zbyt wiele czasu Ci to zajęło. Tak wiele, że wyryło mi się w pamięci.
Teraz jest lepiej, stabilniej. Nie muszę codziennie się martwić, o stratę, o zły gest.
Nie obarczam się za nieodpowiedzialność, niedojrzałość.
Więc dlaczego wciąż?
Tyle lat.
Teraz jesteś taki dorosły. Nie znam Cię takiego. Tyle lat żyje obraz Ciebie ukształtowany w mojej wyobraźni. Burzliwy, niestabilny, nieważne jaki, ważne, że najważniejszy na świecie. Nikt inny, tylko Ty.
Świat się nie zmienia, my patrzymy inaczej.
to tylko słowa, nie bolą już,
dobra, nieważne,
mam w plecach Twój nóż.
2012/01/25
J.