Kurwa, kurwa, kurwa.
Jak ten cholerny świat mi działa na nerwy. I tak, możecie mnie stawiać do pionu, możecie narzekać, że marudzę, możecie WSZYSTKO. A ja i tak muszę zrobić swoje. Wkurwia mnie to wszystko. W-k-u-r-w-i-a. Wiecie, że Word nie podkreśla mi czasownika "wkurwiać"? Jakie to miłe z jego strony. Serio. W szkole każdy coś ode mnie chce, a przynajmniej takie mam wrażenie. Jak nie pieprzone zadanie z czegośtam, to kurczę, czy może zechciałabym pojechać na wycieczkę po okolicznych wioskach żeby zrobić zdjęcia zabytkom naszego regionu, staratata. A może jeszcze gazetka szkolna, a może zbiórka na dzień chłopaka, na dzień nauczyciela, na wycieczkę, na którą nie jadę. Przychodzę do domu i pierwsze co mi świta w głowie to: NIEMIECKI. Jakkolwiek bym się starała, z niego zawsze coś jest. W najbliższym czasie? Dialogi, dwa teksty, klasówka. Baba od chemii się na nas uwzięła i tym sposobem jutro czeka nas kolejna, piąta już w tym roku ( dopiero, dopiero... ) klasóweczka. Już mi się na to nie chce patrzeć. Uwielbiam, jak ludzie mnie chwalą, a potem dowalają dwa razy tyle roboty, bo "tak ładnie..." Jasne. Nawet Word się zbuntował i się zmniejszył, nie wiem jak, czemu, po co, nie wiem jak to zmienić...
Chce z kimś wyjść? Nic z tego. Już nawet nie mówię o tym, że mam jakie zadania. To się zawsze da ominąć. Ale weźmy taką Zuźkę - jej nie pasuje we wtorek, bo ma to, mi w czwartek, bo mam tamto. Piątki - okej. Super, że w ten piątek mnie nie ma, hihihihaha. A najgorsze jest to, że robimy to na własne życzenia. A ja już na pewno - narzekam, pieprzę od rzeczy, ale sama tego wszystkiego chciałam... Bo inaczej nie potrafię, a może po prostu nigdy nie próbowałam. Zapieprz to chyba część mojego życia, która nakręca koło, bo potem marudzę, a jak marudzę to... Jak na tę chwilę, rzygać mi się tym wszystkim chce. Tym, że każdy nauczyciel na lekcji uważa, że jego przedmiot jest bezkonkurencyjnie najważniejszy. Tym, że w chuj nie rozumiem fizyki. Tym, że nigdzie tyłka nie ruszę, bo dzisiaj poniedziałek, a w poniedziałek to jest to, a we wtorek ona ma tamto. Tym, że sama się nakręcam, a potem wszystko wraca do normy. Chyba potrzebuję takiego momentu, żeby wszystkie te cholerne żale przelać na ekran komputera. A jutro przyjdę do szkoły, i, o radości, dzień rozpocznę dwoma niemieckimi. I, o podwójna radości, zakończę go RÓWNIEŻ dwoma niemieckimi! Zachciało się naszej szkole, kurwa, projektu! Ihihihahaha!
TAK SIĘ CIESZĘ, NAWET SOBIE NIE WYOBRAŻACIE JAK BARDZO! Pocieszające jest tylko to... W sumie nie wiem co. Jest dużo rzeczy, ale, znowu na własne życzenie - nie chce mi się o nich myśleć. Pominę fakt, że na informatyce rysujemy w pajncie kwiatki na dzień nauczyciela, hehs. :)) A na zdjęciu widzicie moją supcio emo bluzę!
ZAJEBIŚCIE, ŻE NAWET MYSZKA SIĘ POPSUŁA!
Pozytywem jest osiemnastka kuzynki w stolicy, która musi się udać. A fakt, że moja wychowawczyni jeszcze nie wie, że w piątek nie raczę się pojawić w szkole?
PESZEK, NIE?! ;] ;] ;] ;]
-.-