W końcu mam czas, a nawet jego nadmiar. Czas na naukę, na myślenie i życie. Bardzo powoli przestawiam sie na nowy tryb. Ale czasami coś zdeje mi się mówić,ze nie tendy droga, ze błądze, a ja zaparcie wierzę w swoje racje. Jestem pewna,ze to co robie wyjdzie mi na dobre, bo gorzej już być nie moze (no dobra może, ale nie biorę takiej opcji pod uwagę, z nie znanych mnie samej przyczyn). Od wczoraj zaczęłam praktykować najtrudniejsze z postanowień na ten okres. Oczywiscie nie sama, bo wtedy to na bank nie chciałoby mi sie. Moja silna wola jest tak słaba,ze szkoda gadać i tylko w oparciu o podobne chęci mojej siostry mogę spróbować coś z tym zrobić. Zbliża sie lato, trzeba coś zrobic z tym cielskiem. Biegamy, biegamy. Zobaczymy jak długo. :)