a serce to nie serce, to tylko kawał mięsa.
wprowadzam się w nastrój, który ma mi towarzyszyć przez dzień jutrzejszy, szczególnie po godzinie 19 w studio.
wyczuwam własny zgon pod podeszwami glanów bądź też innego obuwia z kategorii 'ciężkie'.
decyzja o pójściu na PO jest jak decyzja o strzeleniu samobója - zawsze podejmwana w stanie pełnej nieświadomości co można utożsamiać z półsnem, i obciążona dalekoidącymi skutkami o wydźwięku negatywnym.
próbuje przypisać własnej egzystencji jakąś wartość, zerkam na neewsweeka junior o wdziecznym podtytule ' i ty zostaniesz dziennikarzem!' i rozważam jakie artykuły konsumpcyjne znajdują się w moim zasięgu.
stwierdzam, że mój byt, mimo monotonności, jest całkiem niezły, obywa sie bez klęsk i bywa względnie przyjemnym.
a w telewizji będzie troja, co niezmiennie przyprawia mnie o zaciesz.
wydziergałam sobie plakat hey z niewinnej tablicy ogłoszeń i rozważam, gdzie go umiejscowić.
na pewno będzie to miesjce, które przyprawi państwa zet o napad apopleksji, typu równo pomalowana ściana.
materiałem przytwierdzającym będzie taśma a radosć będzie niewysłowioną.
wyruszam na polowanie na elvisa, które zakonczy sie mną w roli o fiary a nim w roli opracy.
pożyje wizja jutrzejszego zgonu w pogo.