czuje ciagly niepokoj, kolejny raz nie mam siły mimo iż już od dawna mialam to zmienic. podobno miasto zmienilo mnie w robota, w maszyne kora robi tak jak wszyscy jak masy. parzac wstecz wstyd mi za wiele sytuacji ale chyba gdyby nie one nie bylabym tu w tym miejscu w którym jestem. gdzie podzial sie moj glos serca? w srodku we mnie krzyczy bardzo glosno i obija sie o puste sciany poranionej duszy. na zewnatrz-zawsze jest dobrze i w porzadku. gdybym mogla wykrzyczec to co mysle i czego pragne bez zadnych konsekwencji. gdyby moje slowa nie zniechecily do mnie nikogo i nie spowodowaly ze nagle sie cofne. gdybym... ale zawsze ponosimy konsekwencje, moze tylko ja jestem taka pamietliwa i w glowie mam wszystkie zle chwile zapominajac tych dobrych? tak bardzo boli mnie to co robie i tak bardzo nie umiem sie powstrzymac i tak bardzo nie umiem mowic co czuje i tak bardzo pragne i tak bardzo chce i tak bardzo nie moge....tak bardzo paralizuje mnie strach. mozliwe ze to, co teraz czuje to milosc, jakze slepa i dziecinna. ale milosc, heh...gdyby tylko chociaz zawalczyc o swoje marzenia. boje sie bo czuje ze stoje w miejscu i nigdzie nie ide w zadne strone. stoje i czekam, na cud, na kogos kto pociagnie mnie za soba...liczac na miliony sytuacji ktore moga nastapic i ktorych idealny plan ukladam sobie w glowie...liczac ciagle sie przeliczam ciagle brakuje mi tych najwazniejszych spraw, tego szczescia. zapycham swoja codziennosc pustymi i nic ni eznaczacymi zdarzeniami, ktore daja mimo wszystko jako zyc, ale jakos to nie znaczy dobrze. gubiac sie w kolejnej alei swojego zycia zapominam ze to co najważniejsze mam w sobie