Wydawało mi się. że nie można zasnąć przy tak świszczącym wietrze. Prawie zdmuchnęło nam wczoraj domek, tak jak wilk w bajce o trzech świnkach. Teraz wszystko raczej ucichło i deszcz delikatnie pada w metalowy parapet za oknem, wydając usypiającą melodię. W sam raz na podsumowanie wydarzeń ostatniego miesiąca.
Epizodów było wiele. Każdy ma swoją długą oddzielną historię, o której niektórzy nie chcą słuchać, a innym ja nie chcę powiedzieć (to wszystko chyba dlatego, że wczoraj rozmawialiśmy o wspomnieniach. To jedno, o którym opowiadałam, że wracaliśmy w nocy torami do domu, jest tak sympatyczne, że wywołuje maksymalnie szeroki uśmiech na mojej twarzy, za każdym razem, gdy o nim pomyślę. Takich wspomnień jest masa. Najwięcej z przeciągu ostatnich sześciu miesięcy, jako że to czasy najbardziej aktualne). Motyw pana z domem w reklamówce również zasiedział się w mojej głowie i misja zbawiania świata, tak bardzo absurdalna. I mój pierwszy w życiu pogrzeb, który wywołał tak spontaniczny, a zarazem paniczny płacz. No właśnie, co do tego płakania, to przepraszam za wczoraj. Na ten temat niestety nie umiem z Tobą rozmawiać.
Kiedyś poruszyliśmy wątek przechodzenia w dorosłe życie a ciągłym byciem dzieckiem. Denerwuje mnie fakt, że coraz częściej podczas dokonywania wyborów, muszę myśleć o odpowiedzialności, która tak czy siak dotknie tylko i wyłącznie mnie, a nie moich rodziców, czy kogoś tam innego, jak to bywało w niedawnej przeszłości. Tyle, że przy Tobie granice zacierają się w tak zabawny sposób, że uwielbiam wyrażać moje zdziecinnienie, bez jakichkolwiek krytycznych uwag, bo masz tak samo, a może i jeszcze bardziej.
Jeszcze tylko zdana sesja i wymazanie pewnych uczuć, a będę mogła się nazwać nienagannym szczęściarzem :)