Spacerowaliśmy przy jeziorze, w ciszy, która brzmiała jak ulubiona ballada. Niebo odbijało się w wodzie, zupełnie jakby natura chciała mnie utulić. A nad nami (serio!) czerwony balon, dryfujący po niebie jak niespełnione życzenie. Wspaniały widok.
Szłam powoli, patrząc w górę, zahipnotyzowana tym widokiem. W głowie miałam tylko jedno: że to wygląda jak sen. Jak scena z bajki, tej takiej starej, której nikt już nie pamięta, ale Ty wciąż trzymasz ją w sercu.
W oddali widać było pałac. Jasny, lekko rozmyty przez powietrze i słońce. Wyglądał jakby czekał na księżniczkę, która zapomniała, że to ona jest tą księżniczką. Obok pałacu był pomost. Długi i prosty. Prowadził prosto do wody, ale ja czułam, że prowadzi dalej. W jakieś miejsce, gdzie byłoby dobrze. Naprawdę dobrze. Wiesz, takie miejsce, gdzie wszystko jest lekkie i ciche i gdzie nikt nie ocenia, że masz zbyt wielkie serce i zbyt wyraziste emocje.
Ten dzień zapisze się w mojej pamięci różowym atramentem.