Ludzie pytają mnie zadziwiająco często: "I co? Jesteście zaręczeni, to kiedy zamieszkacie razem? Coś planujecie czy siedzicie w martwym punkcie?"
A ja wtedy uśmiecham się grzecznie i myślę sobie, że moje życie to nie program śniadaniowy. To delikatna róża z kolcami. Czasem kwitnie, czasem rani. Ale zawsze jest moja.
Nie wiem, co powinnam czuć. Z jednej strony: kocham go. Z drugiej: jacuzzi nie pyta, jacuzzi po prostu jest. Cisza w moim ogródku daje mi więcej czułości niż obietnice bez daty. A samotne noce są... cóż, czasem smutne. Ale nie hałaśliwe.
Nie muszę przepraszać, że zasypiam sama, bo nie chcę przepraszać za to, że przestałam czekać.
Nie jestem w martwym punkcie. Jestem w miejscu, które chroni mnie przed błędem. Jeśli to ma się ruszyć, to nie tylko moimi nogami.
I jeśli ktoś kiedyś zapyta znowu, powiem z uśmiechem:
Zdecydowałam. Na razie wybieram spokój i jacuzzi zamiast gonienia za mieszkaniem, którego nie ma.