Dokładnie tak się teraz czuję.
Jak ten paskudny babiszon na zdjęciu.
Wpierdoliłam dwa tosty z serem topionym.
Bo mi zimno, bo mi smutno, bo nie mam motywacji, żeby się zabrać za programowanie.
Bo się boję ludzi (a raczej się wstydzę swojego grubego ryja i wielkiej dupy), bo się boję jechać na Chanukę (pierwszy raz w domu od pół roku i moi apodyktyczni starzy).
Idę rzygać.
I nic już nie zjem, nic, nic, nic.
Sam sok pomidorowy i kawa do wieczora.
/Dzisiaj mija rok, odkąd jesteśmy razem z Mateuszem. Oboje mieliśmy strasznie gówniane życie, wyciągnęliśmy się z paskudnych spraw nawzajem. Dzięki temu, że jesteśmy razem, żyjemy.../