Nic tak nie pomaga, jak przebieżka po Waszych blogach i odrobina tego wsparcia psychicznego, na które zawsze mogłam tu liczyć... <3
Kochane, dziękuję Wam, że pomimo tej długiej przerwy w pisaniu nie olałyście mnie zupełnie i że ciągle mam skąd czerpać motywację...!
A mówiąc do rzeczy, to po przeczytaniu co u Was i po wyrzuceniu z siebie swojej frustracji w poprzednim wpisie, po prostu zrobiło mi się lepiej. Wzięłam się za pakowanie rzeczy, za słuchanie fajnej muzyki, za myślenie o tym, że może nie wszystko jest jeszcze przesrane i jest po co żyć...?
W końcu, nie jest tak źle!
Nie ważę już 85 kg (jak kiedyś), mam kochanego, dobrego i straaasznie cierpliwego faceta, wynajęłam zajebiste mieszkanie w centrum Wawy z widokiem na Marszałkowską (od dzisiaj!), wreszcie spełniają się moje marzenia o jasnym, pogodnym wnętrzu i o szumie miasta przed snem... :)
No i do czerwca chcę zjechać z obecnego 68,0 do 60 (a może uda się więcej?)
Nie ma to jak huśtawka nastrojów... :P
Bilans:
1 belriso
2 tosty ziarniste suche
2 szklanki soku pomarańczowego.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
dzień zielony - dobry
dzień żółty - mogłoby być lepiej
dzień czerwony - zawalony