Odzyskałam wczoraj swoją (zniszczoną, ale jednak) wagę łazienkową.
Wlazłam.
67,9
Czyli mniej. Niedużo, ale jednak. I chyba tylko z tego należy się cieszyć.
Ogólnie nie mam się za dobrze po wczorajszej notce - dręczą mnie te wspomnienia, ale trzeba jakoś żyć do przodu, po prostu dalej.
Z tym, że nie wyobrażam sobie swojego życia za rok, ani za dwa. A tym bardziej za dziesięć.
Naprawdę... nie wyobrażam sobie siebie.
Po prostu.
Dzisiaj... nie wiem, co myśleć o dzisiejszym dniu.
Teoretycznie zawalony;
trzy kawałki pizzy (cienkie ciasto, zero mięsa, tylko świeże brokuły, papryka i pomidory, ale to jednak pizza), które w większości zwróciłam. Aktualnie mam pusty żołądek i zapełniam go zieloną herbatą. Jeśli nic dzisiaj nie zjem, dzień będę mogla zaznaczyć na zielono.
Nie ma mnie.
Nigdy nie istniałam.
Czuję się fatalnie z tym wszystkim...
Dziękuję Wam za ciepłe, dobre słowa wczoraj. :*
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
dzień zielony - dobry
dzień żółty - mogłoby być lepiej
dzień czerwony - zawalony