Plama czarnego atramentu rozlewała się powoli na czystym pregaminie tuż pod pierwszą linijką dopiero co rozpoczętej opowieści. W zamyśleniu ssała pióro nie zauważając coraz to nowszych plam przed sobą. Dopiero gdy prekrzywiła głowę wpatrując się w rysunek przed sobą poczuła zimną kroplę atramentu na dłoni. Wyjęła pióro z ust i przyjrząła się z niezadowoleniem na ciemne kleksy.
-I muszę zaczynać od początku.-zwinęła szybko kawałek pergaminu w rulon i wepchnęła go do torby wyjmując drugi, czysty.
Zanurzyła końcówkę pióra w kałamarzu stojącym na podłodze i koślawym pismem napisała dużo więcej niż poprzednio.
Jestem Czerwona Sowa.
W sumie to nie ważne gdzie zacznę opowieść bo nie mam zamiaru robić tego od samego początku. Nie ważne jest też to w jakiej kolejności umieszczę zdarzenia, jak komuś będzie się chciało szukać w spisach ludności czy księgach o nikłej wartości dla kogokolwiek by uszeregować te zdarzenia to proszę bardzo.
Więc zacznę od pewnego mroźnego dnia. W wiosce nieopodal urządzili zabawę w okolicach święta Samhian. Niezbyt chętnie ale poszłam obejrzeć to kolorowe zbiegowisko pełne wszasków i zabawy. Młodzi ludzie bawili się koło dużego ogniska wdeptując resztki trawy w zamarzniętą ziemię. Wyszłam zza lini lasu i usiadłam z zewnętrznym kręgu, składającym się z osób zbyt starych lub zbyt pjanych by dołączyć do zabawy młodych.
Gdy znudziło mnie wodzenie wzrokiem za krokami co dzikszych tancerzy wstałam z zamiarem zanurzenia się spowrotem w mroczną i cichą gestwinę lasu. Jakis pijaczyna zapragnął sobie popląsać i w chwiejnym kroku zachaczył mnie i wepchnął w tłum ciał. Deptana i popychana staralam się wydoscać z tego kłębowiska ale ciągle byłam spychana w stronę centrum tańca.
Wtem, będąc juz pewna że zadeptają mnie oszołomieni tańcem ludzie pojawił się on. Mój anioł. Stąpał powoli między podrygującymi w rytm bebenków ciałami, jakby torując sobię droge między nimi. Nikt go nie trącał, nikt go nie nadepnął. Ubrany na czarno i przenikającymi wszystko bystrymi oczyma parł naprzód w moją stronę.
Gdy dotarł do mnie i obją mnie mocno w soich ramionach tancerze zniknęli. Nastała cisza. Był tylko on i jego oczy. Podróż do mojej chatki była zupełnie nierealna, zatarta w moim umyśle jak sen. Ale wiem, że ciągle był przy mnie, nie opuszczał mnie ani o krok, aż nie przekroczyłam progu i nie zamknęłam drzwi. I w tedy zniknął.
A następnego dnia przyszedł list... ale to juz zupełnie inna historia.
Zakręciła kałamarz i postawiła go na stołku. Przebiegła wzrokiem cały tekst rumieniąc się nieznacznie i powolnym ruchem, jakby żegnając sie z zapisaną historią wepchnęła pergamin w starą okładkę. To był pierwszy kawałek jej historii,a na pewno nie ostatni.
Poprawiła wiszący na ścianie obrazek.
Anioł.