Na palenisku dogasał ogień gdy weszła do chatki. Zdjęła przemoczony płaszcz i rzuciła torbę na podłogę. Z głośnym westchnieniem zamknęła drzwi i przekręciła klucz. Za oknem widać było rozmazane smugi deszczu i nic więcej. Padało tak od dwóch dni.
Szybko rzuciła dwie szczapy drewna na palenisko i spojrzała na pryczę. Mała dziewczynka spała cichutko posapując. Podeszła do niej i ostrożnie położyła jej dłoń na czole.
-Gorączka już spadła - powiedziała z ulgą w głosie.
Gdy się odsuwała od pryczy potrąciła coś nogą i zaszeleściło. Schyliła się, spod koca opadającego z pryczy na podłogę wystawał kawałek pergaminu. Wyjęła go ostrożnie razem z kilkoma innymi i przekartkowała plik pergaminów idąc w stronę stołu.
-Myślałam, że się zgubiły-mruknęła do siebie przeglądając już wolniej każdy rysunek z osobna.
Powróciły wspomnienia z dawnych czasów.Poruszając się na palcach wzięła starą okładkę ze stołka i przeniosła ją na stół.
Odsunęła parę rysunków i nadal na nie patrząc przeniosła stołek spod ściany bliżej stołu i usiadła na nim.
Uśmiechnęła się lekko gdy jej spojrzenie padło na stary rysunek. Wyjęła go spomiędzy innych i położyła przed sobą. Po chwili bezmyślnego wpatrywania się w niego otrząsnęła się i sięgnęła po pióro.
"To był dzień taki jak dziś. Padało od dłuższego czasu, ścieżki w lesie i na bagnach rozmyły się i trudno było gdziekolwiek trafić. Na palenisku stał garnek i pilnowałam by gotujący się w nim napar nie wykipiał. Nagle ktoś zapukał, nie, załomotał w drzwi. O mało nie wypuściłam chochli z ręki, nie spodziewałam się żadnych gości w taką pogodę.
Słysząc jednak że drzwi już nie wytrzymują uderzeń ciężkiej reki podeszłam do drzwi i otworzyłam je gwałtownie.
Na zewnątrz, w strugach deszczu stał młodzieniec. Ciemne długie włosy poprzylepiały mu się do twarzy tak, że mogłam zobaczyć tylko jego lśniące szare oczy. Brązowy, zupełnie mokry płaszcz zakrywał jego wysoką sylwetkę.
-Słucham... -oparłam się o framugę.
-Od trzech dni szukam kogoś. -wychrypiał, po czym odkaszlnął i kontynuował już czystym głosem.- Wysoki, krótkie białe włosy, czarna skóra. Jest ranny. I ma przy sobie taki sam sztylet.
Podetknął mi ostrze pod nos. Zalśniło w blasku płomieni z paleniska za mną. Palcem odsunęłam niebezpieczny przedmiot sprzed twarzy i spojrzałam na niego chłodno.
-I co z tego, że szukasz drowa? - zapytałam brew unosząc zdumiona nagłym błyskiem wściekłości w jego oczach.
-Mów gdzie on jest wiedźmo!- warknął tylko. Płaszcz odsłonił i spod niego dobył miecza nieco już wyszczerbionego na końcu.
Wzrok w stronę brudnoszarego nieba wzniosłam, kolejny rycerzyk szukający zemsty. To już było tak nudne, że aż straszne. Zerknęłam na niego. Jeszcze chwilę postoi na tym deszczu i się poważnie rozchoruje.
-Wejdź.-powiedziałam, najwyraźniej moja reakcja go mocno zdziwiła bo czubek miecza już nie celował w moją szyję.- Ale pod jednym warunkiem.
Zmarszczył krzaczaste brwi spoglądając na mnie podejrzliwie.
-Jakim? - zapytał w końcu po dłuższym rozważaniu.
Palcem jego miecz wskazałam.
-U mnie w chacie nikt nie używa broni, rycerzyku.- powiedziałam szybko, czując jak ciepło z chatki ucieka z każdą chwilą przez otwarte drzwi.
-Inaczej cię nie wpuszczę- dodałam zasłaniając wejście ręką.
Prychnął w odpowiedzi i schował miecz. Nie odsunęłam nie nawet o cal. Brwi uniosłam patrząc na niego wymownie.
-Zgoda. -mruknął niechętnie.
Gdy już wszedł i ubłocił podłogę ciężkimi butami zamknęłam drzwi za sobą na klucz. Podeszłam z lekką paniką w ruchach do garnka, na szczęście nic nie kipiało. W czasie rozmowy z rycerzykiem napar zdołał dojść. Zdjęłam go szybko z paleniska i dorzuciłam trochę drewna by w chacie na powrót ciepło się zrobiło.
Młodzieniec stał przy drzwiach z ramionami skrzyżowanymi ramionami na piersi i oglądał z niesmakiem na twarzy wnętrze chatki.
-Usiądź-rzuciłam w jego stronę napar mieszając- albo stój jak wolisz, rycerzyku&
Jedyne co zrobił to zdjął mokry płaszcz i przewiesił go przez stołek. I dalej się wpatrywał tymi szarymi niczym burzowe niebo oczami.
-Widziałaś go? -burknął w końcu ręce wzdłuż ciała opuszczając.
-Wiele osób przychodzi do mnie, a ty mówiłeś, że od trzech dni ci ucieka, tak? -mruknęłam maczając w naparze parę skrawków czystego materiału.
Przelałam resztę naparu do miski i omijając stół szerokim łukiem podeszłam do tylnej części mojej chatki zasłoniętej grubym kocem. Odsłoniłam małą wnękę stopą o skraj koca zahaczając i postawiłam miskę na małym stoliczku koło poniszczonej pryczy. Na niej, majacząc w gorączce leżał ciemnoskóry elf. Białe włosy, posklejane od potu przylgnęły do jego rozgrzanego czoła. Na odsłoniętej piersi miał opatrunek nasiąknięty krwią. Uchylił z trudem powieki gdy usłyszał jak weszłam do wnęki.
Rycerz, stojąc za mną ze skrajem koca w dłoni zamarł z szeroko otwartymi oczyma."