Yo.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tego, ale wygląda na to, że są jeszcze ludzie, którym z jakiejś przyczyny w wiosenne wieczory chce się czytać czyjeś blogi. Od czasów mojej skromnej reklamy na NK (czyli df. 3 dni temu) oglądalność i ilość komentarzy poszły całkiem mocno w górę. Jestem rad, szczególnie, że nikt jeszcze nie pofatygował się, żeby powiesić mnie za moje poglądy. Prawdopodobnie to tylko kwestia czasu, bo nie sądzę, że moje felietony trafiają w każdy gust ;] Nie mówię, że to źle, wręcz przeciwnie - wspominałem to już parę razy i powtórzę raz jeszcze - konstruktywna krytyka zawsze mile widziana.
Mój ostatni tekst, "Do you believe in God?" powisiał na blogu nieco dłużej, niż pozostałe. Po pierwsze dlatego, że uznałem go za jedną z lepszych swoich prac i szkoda mi było, aby przepadł w archiwum za szybko, a po drugie - nie miałem weny do pisania. To, że do tej pory publikowałem teksty z przerwą nie dłuższą, niż 2 dni, nie oznacza, że tak będzie zawsze. Wydaje mi się, że nie ma sensu pisać na siłę. I nie tylko mnie się tak wydaje.
Poprzedni poruszony przeze mnie temat należał do tych cięższych, więc dzisiaj dla odmiany coś w miarę lekkiego i przede wszystkim dużo krótszego. Nie jestem sadystą, nie będę Wam wykładał filozofii egzystencjalnej na samym początku weekendu xd
Muzyka - uzależnienie?
Słowo "uzależnienie" przeważnie kojarzy się z kłopotem i aż samo prosi się o to, żeby dopisać do tego narkotyki, alkohol, nikotynę czy komputer. Ja natomiast chciałbym poruszyć problem, który de facto nie jest problemem. Uzależnienie od słuchania muzyki - brzmi głupio? Prawdopodobnie na pierwszy rzut oka tak. Nie mniej jednak takie zjawisko istnieje i ja jestem jego najlepszym przykładem, chociaż nie wiem, czy ktoś mądry zadał sobie trud opisania tego fenomenu w sposób naukowy.
Ludzie potrzebują bodźców. Nie tylko emocji, ale również doznań wzrokowych, słuchowych, zapachowych, smakowych, dotykowych. Dlatego właśnie wolimy jeść smaczne rzeczy od tych mniej smacznych i patrzeć na to, co akurat nam się podoba. Z dźwiękiem jest bardzo podobnie. Człowiek nie jest istotą przyzwyczajoną do całkowitej ciszy wokół i szuka czegoś, co wypełni mu uszy. Często jest to nie wiadomo po co włączone radio, telewizor chodzący w tle, na który nikt nie zwraca uwagi, kłótnia sąsiadów za ścianą czy właśnie wszechobecna muzyka.
Tutaj na moment się zatrzymam. Muzyka to temat-rzeka i można o niej pisać w setkach różnych kontekstów. Nie zamierzam jednak rozwodzić się teraz nad gatunkami muzycznymi, najlepszymi albumami ostatniej dekady czy komercją w świecie muzyki (o tym ostatnim planuję zresztą niebawem coś naskrobać). Bardziej chodzi mi o przedstawienie czegoś, co zaobserwowałem ostatnio u siebie i bardzo mnie to zaintrygowało.
Rano, podczas jedzenia śniadania czy innych codziennych czynności obowiązkowo mam słuchawki na uszach. Wracając do domu po południu i włączając komputer, w pierwszej kolejności odnajduję na pulpicie folder "muzyka", z którego wybieram pierwszą lepszą piosenkę. Wszystko jedno, czy akurat przeglądam forum, czy piszę notkę na photobloga, czy nawet odrabiam lekcje przy zgaszonym monitorze. Ekran może być wyłączony, głośniki - nigdy. Bez muzyki w tle nie potrafię się dobrze skoncentrować, bez muzyki w tle nie jestem w stanie prawie nic sensownego napisać. Rozumiem, gdyby były to jeszcze jakieś uspokajające rytmy, pomagające uporządkować skołotane myśli. Ale nie, w moich głośnikach przeważają różne odmiany rocka, metalu i rapu. Nie ogarniam w jaki sposób ten rodzaj muzyki wspomaga moje skupienie, ale jedno jest pewne - bez muzyki jest mi po prostu pusto. Czegoś brakuje.
Włączanie kolejnych piosenek to po prostu odruch. Nie zastanawiam się nad tym, mój mózg chyba automatycznie dba o to, żeby moim uszom nie zabrakło odpowiednich dźwięków. Ja sam nie zwracam uwagi na to, co leci w tle, za to bardzo szybko uświadamiam sobie nienaturalną ciszę, kiedy muzyka nagle przestaje grać.
Prawdopodobnie nie jestem jedyną osobą, dla której włączone głośniki są niezbędnym elementem komputera, a w razie wyjazdu, podczas pakowania słuchawki stoją na równi z takimi rzeczami jak telefon, klucze do domu czy portfel. Kiedyś, może z 9 czy 10 lat temu nie słuchałem muzyki w ogóle. Po prostu nie miałem takiej potrzeby. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez "wrażeń słuchowych spowodowanych falą akustyczną rozchodzącą się w ośrodku sprężystym" (przyp. Wikipedia), w naszym przypadku w powietrzu (:
Właściwe pytanie brzmi więc: czy taka potrzeba słuchania lubianych dźwięków to już uzależnienie? Wydaje mi się, że poniekąd tak, tak samo jak alkoholizm czy narkomania, z tą szczególną różnicą, że tutaj obiektem mojego pożądania nie jest butelka wina czy paczka fajek, a muzyka.
Cóż. Jeśli nawet tak, to nic nie zmienia - na odwyk się nie wybieram i bynajmniej nie chcę się z tego leczyć. Przez słuchanie muzyki z reguły się nie umiera =)
Regards,
Cursed Wind
The Offspring - Half-truism
http://www.youtube.com/watch?v=Cr0pqtyM8m0