Dzisiaj bardzo fajny dzień.
Wstałam około ósmej, sama z siebie, przed budzikiem, który miał zadzwonić godzinę później. Leżałam tak około pół godziny i myślałam na randomowe tematy, czyli jak zawsze.
O 9 zaczęłam się zbierać.
Przez to, że puder mi spadł na ziemię i cały się rozkruszył i musiałam go posprzątać, wyszłam 10 minut przed 11.
Jak zawsze dzień z P.F był mega. Miał to być trip po zeszyty, ale żadnego pasującego mi nie znalazłam. F dzielnie mi towarzyszył przy półkach z zeszytami, kosmetykami, akcesoriami do łazienki w Ikei, jedzeniem i piciem w P&P. Obeszliśmy cały port po raz setny w naszym życiu, pod sam koniec jedliśmy cheetosy, piliśmy żelkowe oshee.
Nie zapamiętałam dzisiejszego snu w ogóle, może dlatego że nie jadłam nic słodkiego na wieczór, bo teorią M.W jest właśnie, że jak zjem lub wypiję coś słodkiego przed spaniem to śnią się później dziwne rzeczy.
Wróciłam do domu na obiad i pojechałam z tatą po te zeszyty, no i wybrałam sobie z... realem madryt - bo dlaczego nie. W drodze do sklepu wydawało mi się, że widziałam P jadącego z kimś srebrnym samochodem, ale chyba na pewno mi się wydawało, pewnie siła sugestii.
Resztę dnia spędziłam na tumblrze i twitterze - codzienność.
Wszędzie nudno, jestem głodna, chyba zaraz idę zrobić gorącą czekoladę i pójdę spać - zobaczymy czy teoria snów po słodkim się sprawdzi.
Branoc misie kolorowe.