Śniło mi się dzisiaj, że wyszłam z domu z M, szłyśmy do jakiegoś klubu i mówiła, że zrobi mi niebieskofioletową grzywkę. Kiedy o tym mówiła przechodziłyśmy przez ulicę, dokładnie tam gdzie widziałam ją po raz ostatni i tam gdzie szłyśmy po lm i desperadosy miesiąc temu. Byłam u niej w domu, ale było jakoś inaczej...
Dzień zaczęłam pysznym śniadaniem, jedna bułka, a jednak tak bardzo się najadłam.
Później.... Siedziałam w internecie i zrzarło mi to pół dnia. Następnie był obiad, a później zasiadłam do matmy. Którą robię do teraz. Od południa. Do teraz. Nieważne. Nic nie umiem a jutro sprawdzian. Super.
Właśnie zobaczyłam odbicie swoich nóg na gitarze, fajnie jakby były takie chudziutkie... Mega.
Dobra, idę dalej liczyć, nie wiem po co i dlaczego, ale ważne, że coś robię... Ta jasne. Funkcje kwadratowe to chyba jedyny dział którego kompletnie nie rozumiem i czuję się jak jakiś human...
Mój brat nie pomaga, Alfred też nie, jest super. O właśnie, muszę zrosić Alfreda. Dobra, już. O boże zombie, a nie to tylko ja w lustrze.
Moje plany co do diety w ten weekend nie wypaliły, w sumie to nigdy nie wypalają. Smutne. Ale przynajmniej od czekolady jest mi trochę lepiej. Nie może mnie przytulić, tak samo jak Alfred, czy MJ, ale sprawia, że nie jestem ciągle smutna. Przytulnie jest fajne. Jakbym mogła to bym przytulała wszystkich w około, ale wyglądałoby to dziwnie :c
Jestem głodna.