Wczorajszy wpis został chyba przez niektórych źle odebrany, bo podobno wszedł dziwnie. Tak to jest jak się chce coś napisać spontanicznie, a jak zawsze wychodzi gunwo.
W sumie bardzo fajny dzień, luźny przez to, że tylko jeden wf (po drugim to karetka by mnie zabrała), siedzieliśmy sobie w bufecie, gadaliśmy z chłopakami, spróbowałam zupki serowej, zjadłam grześka, pełno czekoladek.
Nie rozmawiałam z M, tylko towarzyszyłam jej na jednej przerwie, co nawet nie pogadałyśmy sobie (czyli w sumie w ogóle).
Znowu w samorządzie, bez sensu tak 6 osób no ale nic, nie ja tu decyduję.
Muszę zamówić książki, żeby mi przywieźli do paczkomatu, bo jak na razie to nie mam żadnej.
Dzisiaj trening, tak znowu zaczynam (w sumie to ja ciągle zaczynam jak mam takie częste przerwy). No bo trzeba zgubić tłuszcz.
Dzisiaj były urodziny Mk (nie mylić z M, która miała urodziny 5.), mnóstwo musujących czekoladek, życzenia takie słodkie (jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! :D), plany o rolkach na wfie (na którym umierałam na tak bardzo astma), śpiewanie w tramwaju i przez dalszą drogę :D