Jutro informatyka na 7:20 a ja jeszcze nie śpię, ech.
Tak bardzo chciałabym chodzić po szkole w luźnych rzeczach, w których chodzę po domu... Albo od razu w piżamie. Tęsknię bardzo za moją obszerną bluzą, którą zgubiłam w tramwaju...
Kolejne dwa ciężkie dni. Od poniedziałkowego treningu umieram na katar i zakwasy, które skutecznie utrudniają mi chodzenie.
Zaskoczę może niektórych, ale bardzo nie lubię słuchać, że nie mam racji co do mojej nadwagi. Bycie chudym to pojęcie względne i chyba jeszcze nie spotkałam się z aprobatą na temat mojej "diety".
Wróciłam dzisiaj do pustego domu, wiadomo co robiłam - wzięłam gitarę i zaczęłam grać pod wpływem ostatnich rozmów, o tym że nic nie robię ze swoim życiem. Nawet udała mi się jedna piosenka (tylko wstęp jest jak dla mnie trochę trudny), w której wreszcie znalazłam miejsce, w którym powinno się znaleźć capo, żebym mogła to zaśpiewać.
Dzisiaj po kolejnym treningu leżałam w wannie, w gorącej wodzie i grzałam mięśnie nóg, żeby mi się choć trochę rozluźniły i szczerze nie widzę poprawy, a siedziałam tam chyba półtorej godziny.
Sprawdzian przełożony na szczęście na poniedziałek, więc może mój starszy brat zdąży wrócić i pomoże mi trochę to ogarnąć.
Dobranoc bo padam, ostatnio nie śpię popołudnami, powinno się być ze mnie dumnym.