20 lipca
Odpadam. Całkowicie, kompletnie, na zawsze. Nie wiem dokąd ide, skąd przyszłam, i czy dam rade dalej iść. Szczerze nie mam ochoty. Nie mam ochoty na nic, zamknęlabym się w pomieszczeniu bez okien, ludzi, rzeczy, przy Twoim zdjęciu i rozmyślałabym co jest ze mną nie tak, co źle robie, co jest we mnie nie tak, przepraszam że tak mam, przepraszam że wiele rzeczy biorę na serio, przepraszam że tak bardzo mi zależy, od samego początku znałeś moją wade, nie powinno Cie to zaskoczyć. Wszystko jest w Twoich rękach, wiem że nie będzie tak jak sobie wymarzyłam, nigdy tak nie było. Nie chce być pomiędzy, nie chce Ci przeszkadzać, nie chce Cie denerwować. Czasem wole nie czuć nic, niż czuć zbyt wiele, to przytłacza i przypomina tak wiele. A nie powinno, chciałabym wyjść, już nigdy nie wrócić, chodzić po świcie tym, czy tamtym, bez różnicy. Ale być sama, tak bym nie krzywdziła i mnie nie krzywdzono. Tak bym mogła się ukryć sama przed sobą... Bym nie czuła. Przecież to tak nie wiele, tylko o to proszę, żebym została sama, zero oczekiwań od kogoś, zero poczucia, że zawiodłam, zero jakichkolwiek uczuć. Tak chciałabym stracić wszystko i wszystkich, by wiedzieć co źle zrobiłam, i czy naprawde warto było tyle przecierpieć. Chciałabym latać, wtedy byłabym daleko.